U kožnaha naroda niekali pačynajecca zima. I pryšła adnaho razu zima da nas. I była taja zima doŭhaju i strašnaju.

I pryjšoŭ śniežań i zaśniežyŭ jon harady i vioski, darohi, lasy, pali i bałoty. Zaśniežyŭ tak mocna, što ni liścika na drevie, ni travinki nie było vidać. Tady pahladzieła soniejka, što vakoł adzin śnieh — niama kamu śviacić u Biełarusi — dy zusim schavałasia.

Śniehu tak mnoha naniesła, što nie raźbiareš, dzie iści i što rabić.

Razhubilisia tady ludzi, i kožny ŭ svoj bok pačaŭ hladzieć. Pierastali dumać pra siabie jak pra haspadaroŭ našaj biełaruskaj ziamli. Kožny dumaŭ adno: jak samomu žyvym zastacca…
Paśla doŭhaha śniežnia pryjšoŭ ledziany studzień. I zastudziŭ toj studzień sercy ŭsich, chto byŭ na našaj ziamielcy. Zastudziŭ tak, što adzin druhoha pierastali paznavać.

Nu, a za choładam studzienia vypaŭz luty razam z zaviejami i zakałotami. Palutavaŭ jon tak, što ani kaliva žyvoha nie zastałosia.

Luty štodnia abychodziŭ usiu našuju ziamlu i tolki cikavaŭ, kab dzie nie prabiłasia jakaja travinka ci liścik na halincy, jakija soncu mahli dać sihnał, kab jano śviacić pačało i na našu ziamlu viarnułasia žyćcio.

A pakul sonca nie bačyła, kaho tut hreć, dyk i zusim da nas nie zahladała. A čaho siudy śviacić? Adny sumioty dy zaledzianiełyja ludzi z chałodnymi sercami.

Ale była na našaj ziamli adna maci, što mocna lubiła svajo tolki narodžanaje dziciatka.
Jak byŭ śniežań, jana chutała i ŭkryvała jaho ad śniehu, hreła svaim ciapłom. Kali lodam studziŭ studzień, jana bližej da svaich ciopłych hrudziej tuliła dziciania, paiła ciopłym małakom svaim, hreła svaim sercam.

Kali pryjšoŭ luty, jana tuliła małoje i śpiavała jamu na vuška pieśni pra sonca, viasnu, pra toje, što tolki jon maje haračaje serca i pra biełaha rycara jaki dapamoža soncu abahreć našu ziamlu, abudzić ad zimovaha snu zamierzłyja ludskija sercy.

Tak zastalisia na našaj ziamli tolki dva haračyja sercy — matula i jaje synok.

Išoŭ čas, chłopčyk ros. I voś jon užo sam sprabavaŭ znajści adkaz, čamu ŭ inšych kutkach ziamli daŭno viasna, a da nas sonca nie choča navat zavitać.

Chłopčyk razumieŭ, što, akramia jaho, niama nikoha, chto moh by pryvieści sonca i razbudzić ludziej.
Pakazać, što biełarusy sami mohuć i što biełarusy sami zdolny haspadaryć i zaklikać da nas sonca.
I pajšoŭ chłopčyk šukać, chto jamu moža dapamahčy soncu znak padać, što varta viaśnie da nas pryjści.

Znajšoŭ chłopčyk vializny stary dub i tak jamu kaža:

Dubie-baćka, mahutny ty, najdužejšy z usich drevaŭ u našaj staroncy. Prašu ciabie, padaj viestačku soncu, vypuści choć adzin maleńki liścik na svajoj halincy!

A Dub jamu adkazvaje:

— Rady byŭ by ja dapamahčy, ale ciažka splu ja. Haliny maju mahutnyja, ale mocna pryhnutyja jany da samaj ziamli śnieham, nie zdoleju ich uźniać.

Tady chłopčyk tak kaža Dubu:-To ja tabie vyzvalu haliny, ty tolki ŭźnimi ich uharu i vypuści choć adzin liścik, kab sonca ŭbačyła.

— Nie, nie mahu ŭźniać haliny, i ty śnieh nie skidaj z maich halinak, bo luty krepka sočyć, kab usio było schavana śnieham.
Bajusia ja, što adrazu zamarozić i moj liścik, i halinku, a śniehu tak navalić, što złamajusia ja. Nie za siabie bajusia. Maju maleńkich dubkoŭ bahata. Pad maimi halinkami jany usie chavajucca ad śniehu, jak mianie nie budzie, to pałomić luty śnieham usich maich dzietak…

Tady pajšoŭ chłopčyk da vialikaj Jełki dy kaža:

Jełka-maci, ty samaja vysokaja i samaja śmiełaja, navat pad śnieham ty nie skidaješ svajo liście-hołki. Dapamažy nam usim, skiń śnieh sa svaich halinak dy ŭźnimi ich uharu, kab soncu znak padać, kab śviacić pačało i viasnu nam pryviało. Niama bolš siłaŭ tryvać luty maroz.

A Jełka jamu adkazvaje:

— Nie mahu ja ŭźniać svaje halinki. Zavaliła mianie śnieham tak, što i vierchavinu maju prycisnuła da ziamli. Sama ledź dychaju, bajusia złamacca ja.-To ja tabie dapamahu i skinu śnieh, kab ty mahła padniacca da nieba, — kaža joj chłopčyk.

— Nie! Dziela Boha, nie skidaj śnieh. Ciažka mnie, ale Luty sočyć, kab nivodzin zialony liścik ci ihołka nie vytyrkalisia z-pad śniehu, bajusia, jak uhledzić mianie luty, to navalić tak śniehu, što tresnu ja pasiaredzinie i zusim zahinu.

A pad svaimi halinami ja trymaju svaich dzietak — maleńkija jełački, bieź mianie ŭsie jany zahinuć.

Doŭha chadziŭ chłopčyk pa ŭsioj našaj zaśniežanaj, zaledzianiełaj ziamli, ale nikoha nie moh abudzić, chto b moh znak soncu padać.

I voś adnaho razu začapiŭ chłopiec svaim botam pad śnieham dubiec Viarby. A łaza Viarby jamu i kaža:

— Dziakuj tabie, što dapamoh mnie śnieh adoleć. Ja mahu padać znak soncu, ale maju taniusieńkija halinki. Praŭda, tamu jany i nie łomiacca, kolki śniehu na ich nie navalić.

Ale ciažka mnie abudzicca ad choładu, kab kvietački svaje vypuścić. Sahrej mianie.

Uzradavaŭsia chłopčyk i pačaŭ hreć halinku łazy. I dychaŭ jon na jaje, i tuliŭ da siabie, i šalikam łazu achutvaŭ — ničoha nie dapamahała.

I ŭzhadaŭ chłopčyk słovy maci pra toje, što tolki ŭ ich dvaich zastałosia haračaje serca.
Tady dabraŭsia chłopčyk da kareńnia łazy, vyrvaŭ sa svaich hrudziej haračaje maładoje serca i pakłaŭ jaho pad kareńnie. Ad ciepłyni serca abudziłasia łaza dy vypuściła na svajoj halincy kociki.

Akurat ŭ hety čas

Luty-nahladčyk prachodziŭ la łazy, zirnuŭ na halinku, pahladzieŭ na kociki i padumaŭ, što heta śniežnyja kamiački prylapilisia da łazy, tak i pajšoŭ dalej, i nie staŭ łazu truščyć i śnieham zavalvać. A tut soniejka zirnuła i bačyć — z-pad śniehu Viarba, zasypanaja kocikami vyhladaje.
Sonca adrazu pačało promniami svaimi ziamlu našuju łaščyć.

A było heta akurat 25 sakavika. Luty, kaniečnie, jašče kidaŭ śnieham, lutavaŭ, ale viasnu ŭžo nie moh spynić.

I pačali adno pa adnym, choć vielmi pavolna, adtavać zamierzłyja za doŭhuju biełaruskuju zimu sercy ludziej.
Za łazoj Viarby ŭźnialisia i inšyja bolšyja i vyšejšyja drevy. Razam ź ludskimi sercami pačała kaliva pa kalivu adžyvać našaja ziamla.

Z taho času 25 sakavika — śviata biełaruskaj viasny. Śviata abudžeńnia ad snu, śviata vychadu biełarusaŭ jak haspadaroŭ svajoj ziamli. U hety dzień pryniata daryć adno adnamu halinki viarby jak znak abudžeńnia.

Kociki łazy — heta znak našaj biełaruskaj viasny, našaha abudžeńnia, našaj niazłomnaści.

Škada tolki što nichto tak i nie daviedaŭsia imia biełaruskaj mamy, jakaja vyhadavała chłopca z haračym sercam, što abudziŭ sonca i pryvioŭ da nas viasnu.
Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?