Viečar išoŭ tak, jak maje być. Źziała roznakalarovymi lichtarykami jalinka, dymiłasia i paryła hazavaja plita, mitusilisia ludzi — blizkija i dalokija rodzičy, što zavitali na śviata. Talerki ledź mahli źmiaścicca na stale, a šum nie zmaŭkaŭ ni na chvilinu. Płavilisia śviečki, iskrylisia bienhalskija ahni, latała i akupavała padłohu kanfieci, hrymieli za voknami pietardy. Dzieci i darosłyja čakali prychodu Śviatoha Mikoły. Pieršyja — kab atrymać padarunki, druhija — kab narešcie pakłaści małych spać i pačać «śviatkavać». Tamu, kali ŭ dźviery narešcie pahrukali, šumu dadałosia: adny ŭzdychali z palohkaj, druhija vieraščali ad nieciarplivaści.
— Dobry viečar! — viesieła zakryčaŭ na ŭsiu chatu naniaty Mikoła. — Siadajcie bližej da kamina i zamaŭlajcie chutčej, pra što chočacie pačuć kazku…
Kazka chutka skončyłasia, bo na bolšaje baćki hrošaj nie davali, i małych pahnali na druhi pavierch spać.
Kastuś byŭ starejšym (cełych dziesiać hod, heta vam nie žartački), tamu navat mieŭ svoj asobny pakoj, i kali maci zajšła da jaho, kab pacałavać na noč, rasčaravana adviarnuŭsia i praburčaŭ:
— Što vy mnie hetaha mužyka padsoŭvajecie, ja ž užo darosły i viedaju, što jon — niesapraŭdny!.. Choć by pakinuli mianie z saboj śviatkavać, a to jak z małym, daliboh!..
Žančyna cicha paśmichnułasia, pahładziła jaho pa hałavie i, užo vychodziačy z pakoja, kinuła:
— U nastupnym hodzie, dziadźKaStuś, ja abiacaju!
«Dziadźkam» jaho klikali tamu, što jamu vielmi padabałasia kniha «Troje ŭ Prastakvašynie», da taho ž, mieŭ akulary i byŭ nadzvyčaj surjozny dla svaich hadoŭ.
A jašče Stuś lubiŭ astranomiju. Kali jon hladzieŭ na zorki ŭ teleskop (padorany letaś na narodziny), jamu rabiłasia lahčej. Naprykład, ad taho, što ŭ navucy niama hłupstvaŭ i niedarečnych kazak, jakija marmyča ŭ baradu tryccacihadovy «Śviaty Mikoła».
Kastuś staŭ da teleskopa, pačaŭ padkručvać kołca. Siońnia marozna, tamu jasna, i zory rassypalisia jak kanfieci pa padłozie: praciahni ruku — nie toje što dakraniešsia, a i schopiš, i ŭ dałoni ściśnieš.
— Suzorje Lva, Dzievy… Kamieta?!
Lichamankava krucicca kołca. Chutčej, chutčej… Kastuś prylapiŭsia da akulara i, nie adryvajučysia, sačyŭ. Prajšło ŭ atmaśfieru, uspychnuła i niasiecca da ziamli. Prosta na ich dom!..
Taki ŭpała ŭ lesie, za kiłamietr adsiul. Kastuś prysłuchaŭsia da homanu ŭnizie: televizar ravie, talerki hrymiać, dziadźka Piatro rahoča, jak zaŭždy… Nie pačujuć.
Kastuś uklučyŭ tataŭ dyktafon, jaki toj daŭ jamu dla zapisu nazirańniaŭ:
— 22.03. U našym rajonie zaŭvažanaja kamieta. Upała ŭ lesie. Abjekt treba zabrać užo siońnia, nielha, kab jaho zabraŭ chtości inšy. Padyści da adzieńnia treba surjozna (voś bačycie, i tut surjozna), pakolki iści pryj-dziecca praz pole i za voknami… — dziadźKaStuś zirnuŭ na termomietr, — 28 hradusaŭ nižej za nul pa Celsiju. Ciopłyja škarpetki — 2 pary, štany z padkładkaj — adny, švedry — 2 štuki, majka — adna, kab švedar nie kałoŭsia, šapka z zaviazkami, šalik, kurtka, boty.
Vyklučyŭ dyktafon, pakłaŭ u zaplečnik, dzie ŭžo lažała nievialikaja rydloŭka, anuča i pakiet. Nikim nie zaŭvažany, Stusik vyjšaŭ z doma.
* * *
Prajšło paŭhadziny. Kaś stamiŭsia ad skokaŭ pa hurbach i prychiliŭsia da dreva. Tolki ciapier, narešcie spyniŭšysia, jon adčuŭ, jak nastupaje, z žadańniem «žyŭcom brać», na jaho serca strach. Les stajaŭ nieruchoma, niejak nadta karcinna i nadta cicha. Ani huku. I raptam zusim blizka prahučali kroki. Nibyta chtości raniej pačuŭ Kaśka, spyniŭsia, usłuchaŭsia, a ciapier rušyŭ. Siudy.
Serca było hatovaje vyskačyć z hrudziej. Kastuś u dumkach raźvitaŭsia z mamaj, z tatam, z domam, z bratami i siostrami i navat z ulubionym teleskopam, jak z-za jełki vyzirnuła voka. Prosta voka, samo pa sabie. Boŭtałasia ŭ pavietry i biessaromna ahladała Stusia. A potym vakoł hetaha voka pastupova materyjalizavałasia ŭsio astatniaje. Pierad Kastusiom namalavałasia dziŭnaje stvareńnie, čymści padobnaje da čałavieka, ale ŭsio ž nie čałaviek. «Aŭstrałapitek biez vałasoŭ», — padumaŭ načytany Dziadź.
Stvareńnie, nie mirhajučy, pierastupiła z nahi na nahu i vydała niejkija niezrazumiełyja huki.
— Ty chto? — zapytaŭ, krychu aśmialeŭšy, Kaś.
«Aŭstrałapitek» byŭ nievialičkaha rostu i, zdavałasia, byŭ adnahodkam chłopcu. Jon patuzaŭ niejki aparat, što abvivaŭ jaho šyju, vydaŭ jašče niekalki niezrazumiełych stohnaŭ i raptam vyrazna skazaŭ:
— Mianie zavuć Łoki. Rasa Tuuli, płanieta Kieskus, hałaktyka Hłuch. A ty?
Kaś stajaŭ asłupianieŭšy. Inšapłaniecianin? Tut? U ich maleńkaj viosačcy?
— Ja Kastuś. Rasa Čałaviek, płanieta…
— Ja viedaju, što ty čałaviek, — pierarvaŭ jaho Łoki. — Heta adzinaja rasa na płaniecie Ziamla. Vy jašče słabaraźvityja, tamu bolšaść ras baicca prylatać siudy, vas ličać dzikunami. Ty nie budzieš mianie jeści?
— Ty što! Heta ja dumaŭ ad ciabie ratavacca! — ździviŭsia DziadźKastuś.
— Nie, — uśmichnuŭsia tuuli, — my jamo tolki raślinnuju ježu. My viehany.
— A što vy tut robicie? — zusim padchrabryŭsia Stuś.
— My lacieli na Kalady da rodzičaŭ u susiedniuju z vami hałaktyku, ale hłajdar zaiskryŭ, i my zhubili kantrol. Upali. Voś, tata ciapier ramantuje.
— Na Kalady?! — Kaś zusim razhubiŭsia. — U vas taksama jość Kalady? I jalinka? I Śviaty Mikoła prynosić padarunki?
Łoki kivaŭ na kožnaje pytańnie i na apošnim tuzanuŭ aparat:
— Ach, Mikoła… U nas jość chielipteroid* Sarjan Burunžuk. U kožnaj płaniety jość svoj. A vy jašče, kažu ž, nie raźvilisia… Vaš Mikoła — niaŭdałaja kopija. Bo chielipteroid — heta źvier. U jaho dva tvary, niama rota i tułava, jo roh, vialikaje kryło, małoje kryło, ščupalca, jakoje pierachodzić u lvinuju łapu z kipciurami. Z hetaha ščupalca rastuć kapytki. Na tvary dva nasy i čatyry roznyja voki, u łbie zorka. A jašče barada. Jon vielmi vialiki i sumny, bo ŭ śviata zabiraje sum z usiaho suśvietu i doryć nam toje, pra što my maryli bolš za ŭsio… Vaš Mikoła zusim da jaho nie padobny.
Uźnikła paŭza. Kaś sprabavaŭ ujavić sabie chielipteroida.
— A vas, małych, taksama adpraŭlajuć spać, kab darosłyja mahli spakojna i biessaromna pić harełku? — zmorščyŭsia Dziadźka.
Tuuli znoŭ dakranuŭsia da aparata.
— Harełka?.. — pierapytaŭ jon. — Ja nie viedaju, što heta… U nas takoha niama.
— A ja nie viedaju, što heta, — pakazaŭ Stuś na aparacik Łoki.
— Heta razumny pierakładčyk, sam raspaznaje movu i tłumačyć nieznajomyja słovy i ułasnyja imiony. Plus jon transfarmuje maju havorku ŭ tuju, jakuju čuješ ty. A anałaha «harełki» ŭ nas niama…
— A harełka — heta ałkaholny napoj, — patłumačyŭ chłopčyk. — Jon robić ludziej ci to viasiołymi, ci to durnymi. Ale mnie heta nie padabajecca.
— U nas nie pjuć ničoha, što b rabiła nas viasiołymi i lehkadumnymi, — adkazaŭ Łoki. — Nam heta nie treba, bo ŭ nas jość sapraŭdny chielipteroid.
Abodva zmoŭkli.
— Moža, ty chočaš ubačyć. jaho? — zapytaŭ tuuli. — Paje-dzieš z nami? A jak budziem viartacca, zakiniem ciabie damoŭ.
— Kaniečnie, — uzradavaŭsia Dziadźka. — Ja nie spadziavaŭsia, što ty zaprosiš!..
— Tolki treba papiaredzić tvaich baćkoŭ, kab nie chvalavalisia.
— Nie treba, — sumna vymaviŭ Kaś. — Pakul u ich jo harełka — jany i nie zaŭvažać. Vy mianie tolki da ranicy viarnicie.
— Nie pytańnie! — uśmichnuŭsia Łoki.
* * *
Zranku Kastuś vałoksia dadomu, ledź varušačy stomlenymi paśla tancaŭ nahami. Zaplečnik, nabity padarunkami, ciahnuŭ da ziamli, u hałavie hudzieła ad piesień i ŭbačanych šmatlikich tvaraŭ-pys.
Ale było choraša. Bo hetaje śviata było sapraŭdnym.
U svajoj spalni Stuś chucieńka raspranuŭsia, raśpichaŭ padarunki pa tajemnych kutach i tolki paśpieŭ lehčy i pačać dychać roŭna, jak da jaho zajšła mama.
— Kasik, z Rastvom ciabie!
— I ciabie, matulečka.
— Synok, viedaješ, mnie tak soramna stała, što ŭčora zapichnuli ciabie spać… U nastupnym hodzie ty abaviazkova budzieš śviatkavać z nami!
Kastuś ścisnuŭ u ruce kamieńčyk, jaki Łoki padaryŭ jamu jak zaprašeńnie na nastupny hod.
— Nie, ja lepš budu spać. Śviet maich snoŭ mnie bolš padabajecca, — i ŭśmichnuŭsia.
***
Julija Maroz nar. u 1994 u Kareličach. Studentka Linhvistyčnaha ŭniviersiteta. Piša z 9-hadovaha vieku.
* Chielipteroid pazyčany Kasi Hłuchoŭskaj.