Navokał było ciomna i strašna.

Zavirucha pastarałasia vybielić čornyja pahorki i dekaravać kruchmalnymi karunkami jalinki, ale na ŭskrajku lesa ŭsio adno panavała zmročnaja vuściš. Napieradzie słałasia biaźmiežnaje pole, zzadu rychtavaŭsia navalicca na mianie kaščavy zimovy les.

I nie pytajciesia, jak my apynulisia na hetym uźlesku.

Ja sama nie viedaju. Niejak tak zdaryłasia: žyćcio išło-išło, padziei adbyvalisia-adbyvalisia, a potym niełahična raptoŭna — bac! — i zzadu dychaje zdań lesu.

Darečy, kali b ja apynułasia tut adna, nie było b prablem.

Lehła b ležmia, dzie staju, uspomniła b usio žyćcio dy zapluščyła b vočy: pamirać dyk pamirać. Ale ž pobač — skačanieły i źniamohły Cimocha: «Kavataj kapać… takat kapać… ja kavataj kupić»…

Ź Cimocham pamirać było nijak niemahčyma.

Tamu ja ciažka ŭzdychnuła (ja zaŭsiody ŭviečary ciažka ŭzdychaju, asabliva kali viedaju, što heta pačuje muž; niachaj zrazumieje, što žyćcio majo nie nadta lohkaje) i, učapiŭšy Cimochu za kaŭnier, paviarnułasia śpinoj da pola: «Bžžžžž… Kavataj jedzie…. Bžžžž…. Mama kavataj…. Drrrr-bžžž…. Cima kavataj…»

La vysačeznaj jełki my spynilisia.

Usio jak ja i dumała: na susiedniaj saśnie vyłupiła šeryja vočy sava, pad jełkaj la karanioŭ kałupaŭsia ŭ nosie miełanchaličny lasun, na pni skruciłasia zachutanaja ŭ letašniaje liście maŭka,

a ŭviersie, tam, dzie ź nieba padaŭ na ziamlu miesiacovy pramień, taŭkli mak małyja čarcianiaty.

Značycca, zaŭtra padmarozić.

«Mama, ba-baj!» — praciahnuŭ Cimocha. Naturalna, adpačyć nie pieraškodziła b. Ale ž jak tut uładkavacca ŭ zimovym lesie?

Nie barukacca ž z maŭkaj za kuču ciopłaha liścia! Ja pasadziła Cimochu pad jełku, padšturchnuła jaho pad kałmaty bok lesuna — zajmi dzicia, bajbak! — i pačała pleści budan.

Kali pryšpilić da ziamli rahulami šyrokija łapy vialikaj jełki dy prasunuć pamiž imi praz adnu roznyja halinki, suchija traviny, pamiorzłyja pruty ździčełaha vinahradu dy inšaje hnutkaje lasnoje viećcie, vyjdzie, miž inšym, šykoŭny budan:

unutry raptam stanie ciopła-ciopła, śnieh pavoli rastanie ad dychańnia i źniknie, vysuniecca miakki husty muražok. A vodar, hety nievierahodny vodar zimovaha lesu! Karaciej kažučy, praz paŭhadziny ja nie tolki pabudavała chatku, ale i nanasiła ŭ jaje łapniku, kinuŭšy na jaho svajo šykoŭnaje norkavaje futra.

Ale ž, peŭna, vy zrazumieli: nijakoha futra nasamreč nie było. Kinuła ja na łapnik zvyčajny kitajski puchavik,

ale daražeńki moj Cimošyk byŭ užo taki niaščasny, taki maleńki i taki biezdapamožny, što mnie vielmi chaciełasia padasłać jamu mienavita norkavaje futra — vialikaje, miakkaje, husta-puchnataje, kab pakłała chłopca na adnu pału, druhoj nakryła — i adčuła b siabie hodnaj maci.

Praz kolki chvilinaŭ Cimocha, zachutany ŭ puchavik i zakałychany maminymi pacałunkami, užo pasopvaŭ nosikam na jałovym łožku, a ja siadzieła la paroha budana i čakała ŭ lesie pieramienaŭ u losie.

Na niebie tym časam zamihcieła zyrkaja zorka.

Maŭka niespadzieŭku zavarušyłasia na svaim mułkim łožku, zamarmytała: «Prypiorłasia, caca ŭ puchaviku… Nie było kłopatu… Zaraz pačniecca — pojduć kahałam karali, cary, čaraŭniki i mudracy, ihlicy im u hołaŭ, znoŭku daviadziecca ŭ huščary chavacca… «Lasun padskočyŭ da siabroŭki i padsunuŭ pad jaje kałmatuju hałavu žoŭta-zialonuju padušku ź letašniaha imchu: «Nu, nie kryŭduj, nie chvalujsia, mo jašče nie pryjdzie nichto!» «Aha, nie pryjdzie! — zajenčyła maŭka. — Zaŭsiody prychodzili, a tut nie pryjduć!»

Jak pryhavaryła!

Chrup-chrup-chrup-chrup… Niechta kročyŭ pa toj samaj ściežcy, pa jakoj pryjšli my ź Cimocham.

«Dobry viečar, haspadyńka, u chatu! — toj, chto havaryŭ, byŭ vielmi stomleny, ale — vietlivy. — Prymajcie haściej!»

Z-za sasny, na jakoj łypała vačami maŭklivaja sava, pakazalisia troje:

badziory sivy dziadźka, adno ŭ adno — moj univiersitecki nastaŭnik, prafiesar Mikałajeŭ, ź im — małady čarniavy chłopiec u akularach i niejki dzied-baradzied u dzivackim palitonie.

Lasun vybieh nasustrač haściam, pasłužliva raźnimajučy kalučy malińnik:

«Siudy, siudy, daražeńkija, ale ž my tut pa-svojsku, nie paśpieli, vybačajcie, pan Mikałajeŭ… « Ź ciemry zanendziła maŭka: «Zapytaj, ci možna mnie nie chavacca ŭ huščar! Nu, niachaj ja tutaka palažu!» Lasun zamitusiŭsia jašče bolš: «I vy, pan Janka, kali łasačka, prachodźcie, i ty, dzied Maciej, daŭno nie bačylisia… Nie źviartajcie ŭvahi, durnaja baba, pajenčyć dyj zacichnie…»

«Nie, — rašuča adsunuŭ lesuna ŭbok Mikałajeŭ. — Niačyściki na palanie lišnija. I sam heć adsiul, čarciaka!»

«Prafiesar, dy niachaj, — uśmichnuŭsia Janka. — Na jaki lad ich hnać? Niachaj siarod ludziej pabuduć, z vychavaŭčymi metami!»

Mikałajeŭ pacisnuŭ plačyma, ledź čutna ŭzdychnuŭ i z uśmieškaj źviarnuŭsia da mianie: «Nu, haspadyńka, pakazvaj syna!»

Ja ažno padskočyła. «Što značyć, prabačcie, pakazvaj? Navošta? Jon śpić!» — i raskinuła ruki, pierakryvajučy ŭvachod u budan.

Dzied-baradzied strymaŭ Mikałajeva: «Nu i treba tabie hetyja farmalnaści, bratku? Usio ž, jak na dałoni: kabieta, budan, zorka, mały. Chiba tut byvaje pa-inšamu?»

Mikałajeŭ znoŭku ledź čutna ŭzdychnuŭ (darečy, mnie padałosia, što šmatznačna ŭzdychać my ź im vučylisia ŭ adnaho i taho ž nastaŭnika): «Ale ž, spadarstva, mienavita farmalnaści stvarajuć tradycyju. Nadajuć, tak by mović, sens. Składajuć sakralnaść. Karaciej kažučy, niejak budzie budziona biez farmalnaściaŭ. Da taho ž — kabieta nas nie zrazumieje, kali my zrobim toje, što treba, biez farmalnaściaŭ».

«A što treba z kabietaj rabić?» — uschvalavałasia ja.

«Aj, pani, nie źviartajcie ŭvahi! — paškadavaŭ mianie chłopiec u akularach. — Prosta kali maci z synam raptam traplajuć u niespadziavanku, a nad imi zapalvajecca zorka — my pavinny adšukać ich i padaravać… nu, kožnaj pa-roznamu. Vam, naprykład, zahadali pieradać załatuju cybulinku i srebnuju časnačynku».

«Aj, ja ž kazała, prydziecca chavacca ŭ huščar!» — uschapiłasia maŭka i, rumzajučy, padałasia z palany.

Lasun taksama padskočyŭ: «Jak nie soramna, spadarstva, jak nie soramna, my byli takija radyja, a vy — cybulinku! Dyk jašče b dobra adnu cybulinku, a to ž i časnačynku!»

Ja pahladzieła ŭvierch. Čarcianiaty krucilisia ŭ niejkim čaroŭnym viry, jaki sychodziŭ na ništo i źnikaŭ niedzie la Miesiaca.

«Chto zahadaŭ?»

Mikałajeŭ… Nie, ciapier jon nie ŭzdychnuŭ. Jon chitra pahladzieŭ na mianie, padmirhnuŭ i praciahnuŭ ledź nie kakietliva: «Nuuuu… chto-chto… zdahadajsia!»

Dzied Maciej surova zirnuŭ na Mikałajeva i niezadavolena burknuŭ: «Ćfu, niahodnik… Z kim davodzicca pracavać!»

Ale ja navat nie zaŭvažyła padtekstu.

Tamu što ja zdahadałasia.

Ale rabiła vyhlad, što mnie niaŭciam.

«Hanka, nam treba iści, — źviarnuŭsia da mianie chłopiec. — Parazvažaj tut sama pakul što. Voś tut cybulinka (jon dakranuŭsia ciepłaj dałońniu da majoj schaładniełaj ruki), a tut — časnačynka (znoŭku — ciopły dotyk), zdahadaješsia, što ź imi rabić».

I źnikli.

U budanie vyruchnuŭsia Cimocha. Muražok u adnym miescy krychu pałysieŭ — napeŭna, kali ja papraŭlała na łapniku puchavik, paškodziła maładzieńki dzioran.

Ja adšukała pad sasnoj dručok i vykapała dźvie jamki: adnu, niehłybokuju, dla załatoj cybulinki, druhuju — pahłybiej — dla srebnaj časnačynki.

Apuściła padarunki ŭ ziamlu. Cybulinka adrazu zaŭtuliłasia, zakamforciłasia, prycirajučysia załatymi bačynkami da norki, a časnačynka krychu papadskokvała, šukajučy svajo miesca. Ja zirnuła apošni raz na vodbliski Miesiaca na šałupińni svaich padarunkaŭ — i zasypała jamki ziamloj.

«U kožnym niezrazumiełym vypadku….» — raptam uspomniŭsia mnie vieb-žart. Što tam zvyčajna prapanujuć? U kožnym niezrazumiełym vypadku kładzisia spać?

Nie. Kłaścisia spać — nie naš vypadak. Nakont spać — heta vyjście chiba što dla małych dziaciej.

Kali što niezrazumieła — sadžaj cybulu s časnykom. Tak, mienavita heta prapanavaŭ mnie Toj, chto pavinšavaŭ mianie z Kaladami.

Ja siadzieła la budana. U mianie byŭ svoj dom, zładžany ŭłasnymi rukami. U budanie pasopvaŭ Cimocha. U mianie byŭ svoj syn. A niedzie tam, u ciopłym čeravie ziamli, cichieńka, ale nastojliva ŭkaranialisia maje cybulinka i časnačynka. U mianie była svaja sprava i nadzieja na svoj uradžaj.

A značycca, pražyviom.

«Nu voś što narabili! — pačuŭsia zdalok źviahlivy hołas maŭki. — Ciapier i na palanu nie zojdzieš!

Apaskudzili svaim časnykom! Tak maryła vyspacca, a karaleŭna hetaja ŭvieś cymies sapsavała! Što ty pchnieš mnie svaje dranyja pościłki? Preč adsiul, niebaraka…»

Paśviatleła.

Marozu nie adčuvałasia.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0