Sonca było nabryniałaje haračynioj, sakavitaje, jak toŭstaja anuča, raspuchłaja ad vady paśla doŭhaha i hustoha daždžu. Pačynałasia leta, sałodkaje i zaŭždy šumlivaje ŭ svajoj śpiešnaści, zaturkanaści. I płanaŭ sabrałasia biazdonnaja bočka, ź jakich uchopicca tolki pavierchnievaja častka. Ale maryłasia, što ŭsio ŭdasca, i hety pamierak žyćcia nie zastaniecca pustym prahałam ŭ pamiaci.

Jaś Žmuroŭski, zapluščyŭšy vočy i kałychajučysia ŭ takt ruchu tralejbusa, płyŭ da aŭtastancyi, ź jakoj chutki aŭtobus daimčyć jaho da lecišča. I choć naŭrad budzie nadta imčać, ale ŭsio-tki dapre na miesca, spyniajučysia la kožnaj viosački i dačnaha pasiołka, vyzvalajučysia ad ludziej z torbami i torbačkami, valizkami, miachami, z žaleznymi i draŭlanymi zapčastkami dla svaich siadzib.

«…V łučšich załach Biełoruśsii vystupajet vydajuŝijsia russkij pieviec Sierhiej Ivanov. V jeho pieśniach nastojaŝaja russkaja duša…» — pa manitory la vychadu z tralejbusa hučała rekłama. Jaś nie chacieŭ jaje słuchać, ale ŭ hałavie ŭžo hučała: russkaja duša, russkaja duša…

Jon prycisnuŭ da siabie rečmiašok, u jakim tulilisia paŭbochana chleba, nievialički kavałačak sała, što saliŭ napradvieśni, dziasiatak jajek, roznaja drobiaź nakštałt zapałak, špulki z hołkaju i, viadoma, butelka harełki, bieź jakoj nivodny stały dačnik nie źbirajecca ŭ darohu. Bulba, cukar, sol, krupy — u chacie jość.

Zvyčajna pryciemkam, kali na dačach ścichaje hrukat, viščańnie elektryčnych i bienzinavych kos, pačynajuć hurtavacca susiedzi, siabry, znajomyja, kab supakoić dušu razmovami pra ahurki, pamidory, cybulu, a paśla treciaj čarki abmierkavać mižnarodnaje stanovišča. Usich čamuści niepakoić Amieryka. Choć u adnaho tam dačka, u inšaha — syn, u niekaha — unučka ci ŭnuk. Usie vialikija znaŭcy suśvietnaj palityki. Paśla čaćviortaj čarki zdolny likvidavać lepš za prezidentaŭ i karaloŭ jaje chiby, vyrašyć prablemy arabaŭ, i jaŭrejaŭ, i jašče čortviedama kaho. Ale biez uspaminu pra jaŭrejaŭ nie adbyvajecca nivodnaja biasieda. Jak u aniekdocie: kali niama ŭ kranie vady — značyć, vypili… Nu, viadoma chto.

Da adychodu aŭtobusa byŭ jašče čas. Jaś zazirnuŭ u ścipłuju zału dyśpietčarskaj stancyi, jakuju prystasavali i dla pryharadnych kirunkaŭ. Pad stollu la dźviarej harłaŭ televizar. Dziasiatak draŭlanych ź mietaličnymi siadzieńniami kresłaŭ siniaha koleru dapaŭniali interjer zały, pafarbavanaj u šeraje.

Televizar uvažna słuchali niekalki čałaviek stałaha ŭzrostu. Z kraju la dźviarej siadzieŭ sivavaty mužčyna z rudymi i redkimi, by ŭ kata, vusami. Abličča samaŭpeŭnienaje: pukatyja vočy, nadźmutyja vusny. Hałavu trymaŭ vysaka, navat trochi adkinuŭšy nazad, tak što patylicaj datykaŭsia ściany. Byŭ jon u śvietłych, amal biełych, z płaščoŭki, nahavicach i hetkaj ž kašuli. Na nahach — darahija čornyja z čyrvonaj ablamoŭkaj krasoŭki. Takija Jaś daŭno źbiraŭsia sabie prydbać, ale ŭsio nie chapała hrošaj.

Kali pačynałasia rekłama, mužčyna krasamoŭničaŭ. Jahony hołas hučaŭ macniej za televizijny. Čatyry daloka piensijnaha vieku kabiety aktyŭna padtrymlivali hutarku. Havorka raspaliła ich stomlena-abyjakavyja, vyćviłyja vočy. Ščoki ŭ toj-sioj rasčyrvanielisia, hałasy byli ŭzbudžanyja.

Jaś prysieŭ, kinuŭšy pobač na padłohu rečmiašok, i adrazu daŭmieŭsia, u čym pryčyna hetkaj aktyŭnaści. Pa adnym z rasijskich kanałaŭ pieradavali naviny pra Krym.

Mužčyna-vusač ad radaści ažno zalamantavaŭ, pačuŭšy ad vyštukavanaj, by lalka, dyktarki pra «viartańnie adviečnaj ruskaj ziamli Kryma», pra toje, što ŭsie hramadzianie adznačajuć hetu padzieju jak najvialikšuju pieramohu ruskaj dumki, ruskaha vieličnaha kursu ŭ suśvietnaj historyi. Bo, dziakujučy jamu, znoŭ Rasija zrabiłasia vialikaj dziaržavaj, ab jakuju nielha vyšaravać padešvy brudnych botaŭ.

— Voś pravilna, heta pravilna, — padskokvaŭ, niby siedziačy na spružynie, vusač. — Daŭno treba było zabrać hetu ziamlu ŭ pahanych chachłoŭ.

— I čamu jany pahanyja? — nie vytrymaŭ Jaś. — Heta ichniaja ziamla, a Rasija akupavała jaje, jak Hitler čechasłavackija Sudziety.

— Jakija tam Sudziety? Što heta takoje? Uzdumali niejki Majdan, banderaŭcy. I naohuł, Krym im Chruščoŭ padaravaŭ, bo sam byŭ chachoł, — biezapielacyjna, padcisnuŭšy siniavatyja vusny, skazała kłubastaja žančyna, vałasy ŭ jakoj byli siva-piarestyja ad kolišniaj pierafarboŭki. — Davno nužno było zabrať u nich etu tierritoriju. Možiet, nakoniec poriadok budiet… Iš, čaj-to, chochły…

— I ja pra toje ž, — vyhuknuła druhaja žančyna ŭ vyćviłych, šera-vasilkovych mužčynskich nahavicach i zašmalcavanaj kurtačcy. — Naša Rasija pakazała siłu! Chaj viedajuć praklatyja amierykancy, što tut im daduć adłup. Nie chapała nam, kab jašče NATO pryjšło na našu ziamlu! My, ruskija, usimi rukami i nahami za Pucina. Małajčyna, daŭ pa zubach chachłam. Chren im, a nie Krym! — kabieta vystaviła pierad saboj dryžačuju dulu i pieražahnałasia. Jaje vočy zaźziali niejkim narkatyčnym ahniom. Hołas hučaŭ tak, nibyta jana pramaŭlała pierad tysiačnym natoŭpam i niesła svaim słovam śviatuju vialikuju praŭdu, dziela jakoj było varta iści na śmierć. — A ty, — jana ažno aščeryłasia na Jasia. — Vali da svaich banderaŭcaŭ! I my, ruskija… — raptoŭna jana sieła, zadychaŭšysia, i zaŭśmichałasia, niby źjeŭšy kavałak sałodkaha piraha. Tycnuła dulaju ŭ bok Jasia. — Jedź da svaich banderaŭ, niama čaho tut siadzieć…

U Jasievaj hałavie ažno zahuło, serca zatachkała, niby sapsavany ruchavik. Haračaja chvala abpaliła tvar, ale niejkim zvyšvysiłkam jon prymusiŭ siabie strymacca i roŭnym, navat miakkim hołasam, vykazaŭsia:

— Viedajecie što, daražeńkaja pani… Ja naradziŭsia na hetaj ziamli, i maje baćki adsiul, i dziady, i pradziedy. Mnie niama patreby niekudy jechać, niešta šukać… A voś vam, kali vy tak lubicie svaju Rasieju, varta viarnucca tudy i adradžać pakinutyja rodnyja paletki. Adkul vy? Ź jakich rasiejskich prastoraŭ? Što vy tut robicie? Heta naša ziamla, biełaruskaja, i my ni ŭ koha jaje nie zachoplivali. A voś Rasija nachabna, karystajučysia ŭkrainskim biazładździem, zachapiła Krym i viadzie vajnu suprać Ukrainy na Danbasie. Pierad anšluzam paŭvostrava tam ruskija skupili nieruchomaść. A kolki rasijskich pašpartoŭ było razdadziena ŭ Krymie? Kolki novych rasijskich hramadzian tam źjaviłasia? Voś vam i piataja kałona! Ci nie toje ž było ŭ Asiecii? Hitler taksama pad vyhladam abarony suajčyńnikaŭ zachapiŭ paŭ-Jeŭropy… Paraleli vidavočnyja… Što vy, madam, na heta adkažacie? Vy ž žyviacie ŭ Biełarusi i pavinny joj słužyć, ale ž u vašaj hałavie inšaje. Inšaje, madam!

Jaś pramaŭlaŭ heta z horyčču, z bolem, i jamu było čamuści škada žančynu. Bo svaimi słovami byccam łupcavaŭ jaje, ździekavaŭsia, ale nie havaryć nie moh. Chaciełasia pačuć ad hetaj žančyny niešta ŭ adkaz.

Usie vakoł ścichli. Raptoŭnaja cišynia — čuvać, jak astmatyčna dychaje ciotka la akna. Hruknuli dźviery na ŭvachodzie ŭ stancyju. Uzirajucca vočy: z sumam, nianaviściu, pavahaj. Ničoha žančyna nie adkazała. Azirnułasia na susiedak i, schapiŭšy torbu, vyhuknuła:

— My, ruskija, jašče vam pakažam, dzie raki zimujuć.

Vyjšła na vulicu i adtul pakazała Jasiu kułak. Dałučyŭšysia da kupki pasažyraŭ, što toŭpilisia la aŭtobusa, pačała, razmachvajučy rukami, niešta havaryć.

— Dyk chachły ŭsio-taki spalili našu Chatyń, spalili! — raptam pramoviła siarednich hadoŭ žančyna ŭ čyrvonaj kurtačcy. — Jany ž za niemcaŭ byli, byli za niemcaŭ!

— A ŭłasaŭcy, ruskija kazaki, jakija słužyli fašystam, mała narabili biady? — skazaŭ dziadźka z vajskovym, załaplenym šmat u jakich miescach, rečmiaškom, što tolki ŭvajšoŭ u zału. Abličča ŭ jaho było niaholenaje, parosłaje niaroŭnaj šera-sivoj ščećciu. Hołas, jak truba, adrazu zapałaniŭ nievialičkaje pamiaškańnie stancyi. — Fašyzm nie maje nacyjanalnaści. Jak, darečy, i kamunizm.

Nichto ŭžo nie hladzieŭ televizar. U zale stała ludziej bolš, ale sprečka, niby vohnišča, daharała, tolki jašče hudzieŭ, jak šeršań, vusaty mužčyna, dyj toj źbiraŭsia na svoj aŭtobus. Nieŭzabavie abviaścili i Jasieŭ rejs.

Nastroj byŭ sapsavany, i Jaś jak sieŭ na svajo miesca, prychiliŭšysia iłbom da prachałodnaj šyby, tak i nie varušyŭsia. Pierad vačyma milhała žanočaje złosnaje abličča, u hałavie hučali słovy: «My, ruskija, vam pakažam…»

Niechta zzadu lohieńka šturchnuŭ jaho ŭ plačo. Pobač stajaŭ toj niemałady dziadźka z vajskovym rečmiaškom, niejak chitra, zahadkava ŭśmichaŭsia:

— Ci možna pobač pryładkavacca?

— Kali łaska,— Jaś azirnuŭsia: sałon aŭtobusa byŭ paŭpusty.

Čałaviek aściarožna prymaściŭsia, niby bajučysia začapić Jasia. Ciažka było vyznačyć jaho viek: mahčyma, niedzie miž šaściudziesiaćciu i vaśmiudziesiaćciu hadami. Vočy jarkija, sinija, praniźlivyja. Zdajecca, zaziraje ŭ samuju dušu. Chočaš ci nie, ale vymušany pierad im adkrycca, ab niečym pahamanić. Chaj tolki skaža pieršaje słova, zakranie ciabie.

— Razumna ty kazaŭ, nadta razumna, chłopča, — dziadźka havaryŭ cicha, pryhłušyŭšy svoj trubny hołas, — tolki što ty zrobiš. Mabyć, taki čas nadyšoŭ. Choć, zrešty, jon dla nas byŭ usiahdy taki. U Biełaruś zaŭždy lezła roznaja navałač. Dyj šmat chto ź biełarusaŭ, skažu tabie, pavodzić siabie nie lepšym čynam. Ciažka, brat, ciažka, i što rabić?..

 Dziadźka zamoŭk, prypluščyŭšy vočy, i niby prydramaŭ. Jaś hladzieŭ u akno aŭtobusa, za jakim milhali tak znajomyja pali, hai, pieraleski. Ale spakoju nie było. U rekłamnym manitory znoŭ śpiavaŭ niejki rasijski karol ci impieratar, srebny ci załaty hołas estrady, jaki kryčaŭ, što ničoha niama lepšaha za ruskaje. Heta značyć, i čaj, i harełka, i chleb, i biaroza. I ruskaje pole… Usio astatniaje — aby što… I słuchajcie ruskich artystaŭ va ŭsich kutkach Biełarusi. Bo, značyć, svaich vy, durni, nie majecie…

 Jaś raptam uspomniŭ, jak u pačatku 90-ch na prypynku čakaŭ ź siabram tralejbus. Jany dosyć hučna štości abmiarkoŭvali na rodnaj biełaruskaj movie. Da ich pryčapiŭsia na dobrym padpitku mužčyna:

— Na kakom jazykie razhovarivajetie? U mienia na rodinie. Ja russkij čiełoviek. Kakije tut biełorusy, tut my, russkije, choziajeva. Nikakich biełorusov niet!

Niekalki maładych chłopcaŭ ledź nie pačali bicca z pjaniuham. I toj sa strachu daŭ takija łataty, što praz chvilinu jahony śled prastyŭ. Na žal, mienš adnadumcaŭ taho pjaniuhi nie stała. Ich poŭna i ŭ hetym aŭtobusie, vakoł. Jany z usich bakoŭ, z horyčču padumaŭ Jaś. Ale ž treba niejak žyć, štości rabić. Kali tolki stahnać i płakać, voś tady i budzie ŭpeŭniena i nachabna kročyć piataja kałona, padminajučy ŭsio tutejšaje, biełaruskaje. Jany ličać, što ŭžo haspadary ŭ našym domie: pasadzili za stoł, a jany — nohi na stoł. Tak, tak, razvažaŭ Jaś. Kryŭdna, baluča. «Ź siońniašniaha dnia, jak pryjedu na lecišča, budu z susiedziami razmaŭlać tolki pa-biełarusku. I ŭ chacie prymušu žonku i dziaciej źviartacca adno da adnaho na rodnaj movie. A čamu nie rabiŭ hetak raniej? Chto pieraškadžaŭ mnie razmaŭlać na rabocie pa-biełarusku? Nichto. Zdavałasia, što… Što? Nijakich arhumientaŭ dla apraŭdańnia niama. Voś tamu i raście piataja kałona. Voś tamu ŭ jaje šerahach i tyja, chto zdolny pradać rodnuju ziamlu, zabyć pra svaich praščuraŭ, jakija addavali svajo žyćcio za svabodu, za prava ludźmi zvacca».

Na leciščy, tolki piera-apranuŭšysia ŭ rabočaje, Jaś pačuŭ z-za płota pisklavy hołas susiedki Mitrafanaŭny:

— Čto-to davno nie było vidno vas, Kazimirovič… U nas sportiłsia tialevizor, čto tam u chochłov? Dobili ich naši na Donbaśsie? Była b moja vola, ja b ich k matuškie atomnoj bonboj… Vriaz by utichomiriliś. Protiv nas, russkich, popierli pohanyje chochły… Viditie, čto diełajetsia…

Jaś pastajaŭ, uzirajučysia ŭ rasčyrvanieły tvar hetaj niemaładoj zanadta enierhičnaj kabiety, i, strymlivajučy siabie, z apošnich namahańniaŭ vycisnuŭ:

— Nie razumieju vas. Pra što, prabačcie, vy dałdonicie? Ab čym hvałt? Ja dumaŭ vy ŭžo z aŭtamatam u Danbasie… Tam vas daŭno čakajuć. Tam vas tolki i nie chapaje!..

Kukavała ziaziula. Śpiavali sałaŭi. Cicha šumieŭ les. Płyli pa niebie puchnatyja abłoki, i śviaciła sonca. Pryhoža, jak u rai. Ale pieranasyčana było pavietra tryvohaju, niepakojem i stracham. I byccam djabał pačaŭ panavać vakoł, hałoŭnaj armijaj jakoha była piataja kałona, što nibyta zarazny virus viravała ŭsiudy…

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0