Student­-treciakurśnik fakulteta dziciačaj piedahohiki i psichałohii Juraś Homan, pa mianušcy Hyk, voś užo paŭhadziny jak utaropiŭsia ŭ čysty arkuš papiery na kuchonnym stale i nijak nie moh dać jamu rady. Adzinota i zasiarodžanaść nie ratavali. Hyk pačynaŭ škadavać, što ŭviazaŭsia ŭ hetuju avanturu: pahadziŭsia napisać narys dla tematyčnaj naścienhaziety «Śviet maich zachapleńniaŭ» u abmien na zalik pa biełaruskaj movie.

A jašče ŭrańni, pačuŭšy prapanovu vykładčycy, jon padumaŭ, što ŭchapiŭ boha za baradu. Atrymać toj zalik było niaprosta, asabliva jamu, Hyku, uradžencu addalenaha drobnaha rajcentra, vypuskniku prafiesijnaha liceja, dzie try hady vučyli adrazu trom śpiecyjalnaściam, kožnaj patrochu. U atestacie pa movie Hyk mieŭ siem bałaŭ, jak i kožny, chto siadzieŭ na ŭroku cicha i z kłasuchaju nie svaryŭsia, ale va ŭniviersitecie čamuści hetaha było niedastatkova. Letaś jon zdaŭ klaty zalik ažno z čaćviortaj sproby. Tamu ideja z naścienhazietaj padałasia pryvabnaj, navat nie zvažajučy na pieraściarohu vykładčycy: «Tolki nie sprabujcie, Homan, śpisać, ja adrazu pabaču, dzie vy, a dzie internet!» « Aj, moža, vykručusia jak­niebudź, dzieŭki pamyłki pravierać…» — pazityŭna razvažaŭ movavied­niaŭdalica.

Ale prablemy prychodziać adtul, adkul nie čakaješ. Pamyłki — heta paŭbiady. Pry pahłybleńni ŭ temu vyśvietliłasia: jon nie viedaje, pra što pisać. Bo nijakich zachapleńniaŭ, pra jakija možna kazać usłych prystojnymi słovami, nie maje. U dziacinstvie chadziŭ u hurtki, u trecim kłasie, jak usie, zajmaŭsia muzykaj: pa baćkoŭskim zahadzie vučyŭsia hrać na bajanie. Notnaj hramaty tak i nie adoleŭ. Paŭhoda baćki nazirali za jahonymi pakutami, razam z nastaŭnicaj sprabavali pryachvocić chłapca da śvietu čaroŭnych hukaŭ, ale ŭrešcie kinuli marnuju spravu.

Možna było, kaniečnie, u sačynieńni pra muzyku napleści — ale niebiaśpiečna: raptam paśla na viečarynie prymusiać na scenie zajhrać, a jon užo zabyŭsia, jak toj bajan vyhladaje, z harmonikam i akardeonam viečna błytaje — vo śmiechu budzie!

Nie abminuŭ Jurka ŭ školnyja hady i spartyŭnych zaniatkaŭ. Uvieś vośmy kłas u łyžnuju siekcyju prachadziŭ, navat u rajonnaj łyžni ŭdzielničaŭ. Dalej sprava nie pasunułasia. I hałoŭnaj pryčynaju stalisia nie stolki pryrodnyja anamalii, kolki Francavič — Jurasioŭ trenier. Jon, u adroźnieńnie ad svajho vychavanca, mieŭ bahata zachapleńniaŭ. Vyrab i ramont raznastajnych sielhaspryładaŭ, praca ŭ školnaj majsterni, daŭniaje siabroŭstva sa školnym zaŭhasam adymali amal uvieś čas treniroŭki. U vyniku junyja spartoŭcy koŭzalisia na kazionnych łyžach pa školnym dvary samastojna, chto jak umieje. Čym kiravaŭsia Francavič, vyłučyŭšy mienavita vaśmikłaśnika Homana na spabornictvy, skazać ciažka: moža, toj čaściej na vočy traplaŭsia ci spakajniejšy byŭ. Ale Juraś duža ŭzradavaŭsia i maroznaj ranicaju ŭ dobrym nastroi prybyŭ na start. Supiernikami akazalisia vidavočna starejšyja i lepš padrychtavanyja chłopcy. Musić, Francavič pieraacaniŭ zdolnaści svajho vychavanca ci niešta zbłytaŭ i nie na tuju łyžniu pasłaŭ. Mały Jurka pryjšoŭ da finišu ŭvieś zachakany, zarumzany, sa złamanaju łyžynaj. «Nie žurysia, unučak, cišaj jedzieš — bolš kamandzirovačnych atrymaješ!» — suciašała babula, šukajučy ŭ sumcy hrošy na šakaładku.Tym hodam u siekcyju jon bolš nie pajšoŭ, nastupnaju zimoju zachvareŭ, a paśla pastupiŭ u miascovy licej, kolišniaje sielskaje peteve, pačalisia inšyja zachapleńni.

— Słuchaj, Kaban, a moža, mnie pra łyžy napisać? — pacikaviŭsia na pierapynku Jurka ŭ siabra, taksama budučaha dziciačaha psichołaha. Toj u adkaz adrazu zarahataŭ:

— Ty, Hyk, z duba ŭpaŭ? Śniehu ž treci hod niama!

Što jamu, Kabanu! Kaban za fakultet u futboł hulaŭ i ŭ kampjutarach šaryć — pra heta ŭsia hrupa viedaje. A tut siadzi — łamaj hałavu! — kryŭdavaŭ Hyk sam­nasam ź niečapanym arkušam i, musić, zusim zatužyŭ by, kali b u pakoj nie ŭvaliŭsia, pa daŭniaj internataŭskaj zvyčcy nie pahrukaŭšy ŭ dźviery, susied Vitala. Usiudyisny čałaviek, jakomu ŭsiu darohu było niešta treba ad inšych: to cyharetaŭ, to chleba, to soli, to zapalić, to patelefanavać. Za svajo žyćcio jon bieźlič razoŭ mianiaŭ prapisku i pracu i, pa słovach cieščy, byŭ nadta adukavanym: «Moj ziać taki ŭžo hramatny, taki hramatny, peŭna, inšaha takoha va ŭsim horadzie niama! Jeść z knižkaju, śpić z knižkaju, u tualetcie siadzić i to z knižkaju! Kali jon užo hetuju navuku ŭ žyzń prymianiać budzie?» — žaliłasia staraja.

— Čaho, hieroj, hałavu paviesiŭ? Usiu radniu ŭ adzin dzień pachavaŭ? — blisnuŭ załatym zubam Vitala.

— Dy voś, treba sačynieńnie napisać pra chobi, zalik abiacali, a ja nie viedaju jak, — uzdychnuŭ Hyk.

— Nie zahaniajsia, zaraz što­niebudź prydumajem, — abnadzieiŭ Vitala i pačaŭ vypytvać.

— U futboł hulaješ?

— Nie.

— A ŭ šaški?

— Nie.

— Da, situacyja… Moža, na padvorku što rukami rabić umieješ? Nu, meblu tam ci złamany matacykł papravić?

— Aha, rubieroid na dachu prybivaŭ na dziedavaj istopcy, — z honaram uzhadaŭ Hyk.

— Rukasty! — rahatnuŭ Vitala. — Daviadziecca pisać, jak u tym aniekdocie pra Piećku i Čapajeva! Viedaješ? Zahadali Piećku ŭ viačerniaj škole pisać sačynieńnie «Jak ja pravioŭ leta…» A jon usio leta piŭ dy pa babach ciahaŭsia. Nu i paraili: maŭlaŭ, jak pili — pišy, knižki čytali, jak pa babach — na rybu chadzili…

— Nie składajecca ŭ mianie z rybaju, — burknuŭ Hyk.

— Nu, bab ža lubiš? — nie sunimaŭsia daścipny susied.

— Słuchaj, u mianie chutka hałava złomicca, a ty śmiaješsia, niby žalezku znajšoŭšy!

Adnak, niahledziačy na robleny paprok u hołasie, paśla słova «baby» tužlivaja zadumiennaść studenta źmianiłasia na blask u vačach. Bo dzieŭki jašče ź bieskłapotnych petevešnych časoŭ byli dla Hyka hałoŭnym chobi. Jon lubiŭ ich amal jak samoha siabie, a nie tak daŭno navučyŭsia z hetaha šče j vyhadu mieć. Što zrobiš! Nie my takija — žyź takaja. Padčas vučoby ŭ licei na traktarysta i leśnika addavaŭ pieravahu pieršakurśnicam ź internata. Ź imi praściej, bo durniejšyja. Hałavu zatłumić — raz plunuć, u padarunak — i šakaładki dastatkova! A kali Daša z Nadziaju z­za jaho na ahulnaj kuchni pabilisia, Jurka Homan miascovaju znakamitaściu zrabiŭsia. Tady jakraz jahonaha dziadźku Ivana pryznačyli načalnikam miascovaha RAUS. Dyk jon naohuł zorkaju siabie adčuŭ! Załatyja časy…

Jak ža było takomu chvackamu kavaleru, słavutaha dziadźki plamieńniku za traktar sadzicca ci na piłaramu iści? Voś dziadźka i prapanavaŭ: «Pastupaj na vyšejšuju. Adukacyja budzie — ja ciabie kudy­niebudź utknu: choć sabie ŭ pašpartny stoł ci na miesca Mikałajeŭny — jana psichołaham ličycca, pakul advučyšsia, jakraz na piensiju pojdzie». Hyk padumaŭ: dziadźka dzieła havoryć. Siastra paraiła ŭ piedahahičny. Bał prachadny nievialiki, vučycca niaciažka, chłopcaŭ mała, staviacca da ich pabłažliva. A dzievak kolki! I nie aby­iakija. Paščaściła.

Pastupiŭ. Ahledziecca nie paśpieŭ — upadabaŭ pieršuju dzieŭku ŭ hrupie i pačaŭ zalacacca. Žyvučy ŭ internacie z prusakami i dziravaju padłohaju, jon pa pieršym časie jašče i tut adčuvaŭ siabie miestačkovym płejbojem, nie aby­iakoha dziadźki plamieńnikam. Ale Maryna była dačkoju dyrektara zavoda i vykankamaŭskaj damy, zaŭždy bahata ŭbranaja, telefony i płanšety ledź nie štomiesiac mianiała, tamu ličyłasia najpieršaju krasuniaj. Dvojčy na hod adpačyvała za miažoj, na dzień narodzinaŭ atrymała mašynu ŭ padarunak, na jakoj paśla lekcyj nikoli ŭ bok rodnaha domu nie zvaročvała. Pačała pierad inšymi dzieŭkami pierśpiektyŭnym žanichom chvalicca, płanavać uletku viasielle na sto čałaviek. Heta nie Daška z Nadźkaju, małaletki viaskovyja! Šakaładkaju nie spakusicca, pa pryrečnych łaŭžach hulać nie pojdzie.

Hrošaj na načnyja dyskateki i restarany Hyk nie mieŭ. Davoli chutka zrazumieŭ, što jon tutaka nichto i zvać jaho nijak. Praŭda, tužyŭ niadoŭha. Niejak pryjechaŭ dadomu, schadziŭ na tancy ŭ DK i dzivu daŭsia — za paŭhoda stolki novych dzievak padrasło! Ničym za hetuju Marynku nie horšych! A pantoŭ značna mieniej! Vykinuŭ z hałavy Marynku i pačaŭ pryhladacca da maładzieńkich ziamlačak. To adnu praviadzie, to druhuju. Leta prajšło, vosień ź zimoju minulisia. A Marynka niešta viasielnych zdymkaŭ u instytut tak i nie pryniesła.

Apošnija dva miesiacy, najazdžajučy da baćkoŭ, Hyk hulaŭ ź Lizaju z susiedniaj vulicy. Taja zakančvała adzinaccaty kłas, źbirałasia na pradaŭca vučycca i pahladała na ŭchažora by na Boha źnizu ŭvierch, łoviačy kožnaje jahonaje słova. Jak ža: pryhažun, student, advučycca — načalnikam budzie, u vialikim horadzie žyvie! Praŭda, dzie kankretna žyvie i z kim, nie viedała, bo jaje Juračka nie raskazvaŭ.

A žyŭ jon užo druhi hod nie ŭ internacie, a ŭ małasiamiejcy z usimi vyhodami, u adnapakajoŭcy, ličy, razam z Halaju, haspadyniaju ŭłasnaj žyłpłoščy, starejšaj za jaho hadoŭ na piać dzieŭkaju. Taja pa kaviarniach­dyskatekach nie ciahajecca, paśla pracy na šviejnaj fabrycy ŭsio bolej doma siadzić. I pamyje, i navaryć, i sama zaŭždy pad bokam. Za žytło płacić nie treba, hrošaj nie patrabuje! Chiba što ježy z domu pryviazieš, raz u baćkoŭ haspadarka. Cichaja, nieprykmietnaja, lubić, kab usio čyścieńka, źbiraje hrošy na ścienku, bo kali Chamutovy ź dziasiataj kupili — dyk i nam treba. Chitrańkaja. Pra ZAHS pakul maŭčyć — spadziajecca doŭhačasovaj abłohaj uziać. Tolki chitraść taja navidavoku…

— Nu dyk kali z majoj susiedkaj viasielle? — znoŭku azvaŭsia bałbatlivy Vitala.

— Davučusia śpiarša, a tam pahladzim, — pramarmytaŭ Jura, pra siabie adznačyŭšy: «Na śviatyja nikoli, tolki chren ja tabie pra heta skažu, ty na pieršaj ža pjancy majoj Hali prahavoryšsia. Jana adrazu mianie vypre. A mnie jano treba? Tutaka ŭježna i ŭležna. Pierabudu, pakul nie pieraddypłomnaja praktyka ci chacia novy internat nie adramantujuć — i tady ŭžo ruki ŭ nohi! Voś i maci havoryć: ty, synku, ź joj pažyvi pakul, ciapier usie tak robiać. Ale duža da hałavy nie biary i žanicca ź joj navat nie dumaj. Nibyta jon sam nie razumieje. Aha, aženimsia, ścienku kupim, takuju, kab usioj małasiamiejcy spadabałasia: i Vitalu, i žoncy jahonaj, i Chamutovym ź dziasiataj, i siabroŭcy Natašy, ichnim haściam, rodzičam. Hala, kaniečnie, adrazu ŭ dekret pojdzie, paśla ŭ druhi, kab mužyk nikudy nie padzieŭsia. Ja vychavacielem u defiektyŭny internat uładkujusia i zastanusia ŭ hetaj małasiamiejcy, pakul nahami ŭpierad nie vyniesuć. Budziem žyć — kapiejki ličyć. Nichto i zvać nijak. Doma choć dziadźka i haspadarka, a tut što? Hala, Hala… Znojdzie sabie inšaha biesprytulnika. «Bab usiudy chvataje. Našto tabie, synok, staryja kostki! Chamut na šyju! Paśpieješ. Baćku słuchaj. Baćka žyćcio pražyŭ. Vyvučyšsia, nahulaješsia, pry pasadzie budzieš, dyk usvataješ sabie maładuju, pryhožuju dy chadziajlivuju», — pryhadałasia šmatkroć čutaje.

— Aj, hulaj, Hyk, pakul hulajecca! Jak dachaty pryjazdžaješ, trochi źbirajeciesia? Knižki čytajecie? Nu, u sensie, pjacie harełačku? — praciahvaŭ paćvielvacca Vitala.

Jurka takim pavarotam razmovy ŭściešyŭsia. Vypiŭka ź siabrami zaŭždy była dla jaho najlepšym adpačynkam i cikavaju temaj dla hutarki. A pachvalicca jon mieŭ čym:

— A to! Chłopcy ŭ nas čotkija, vučylisia razam. Miaściny pryhožyja! Dniapro za dziesiać chvilin chodu. U vychadny nabiarom buchła — i na piknik. Sto hramaŭ nakaciš, hurkom z haroda prykusiš, vakoł ptuški ciŭkajuć, rybka vyskačyć — łuskoj bliśnie! Pryroda!

— U vas ža tam radyjacyja, — skieptyčna prabubnieŭ Vitala, jaŭna zajzdrościačy maładomu susiedu.

— Aj, dziadźka kazaŭ, jana ŭsia rastvaryłasia, — zapeŭniŭ Hyk. — A kali dzień naradžeńnia ŭ kaho, dyk my ahoń raspalim, šašłyki smažym, muzyku z saboju biarom! Voś tym hodam ja nahu złamaŭ, a ŭ Łysaha provady byli — prastaŭlaŭsia, dyk Nikacin, Kareły i Lemiašonak­mienšy mianie na rukach harełku pić nieśli! Naprastki praz łuh pierli, jak łasi pa kukuruzie! Ja ž kažu — čotkija chłopcy!

— Dyk ty ž, bracie, akazvajecca, turyst! Voś tak i napišy ŭ svaim sačynieńni — čaho mučycca, vydumlać niešta?

— Jaki turyst? Ja ž nie pa hetych spravach!

— Pjanka na pryrodzie — pa­kulturnamu adnadzionny pachod. Kali ja ŭ 90­ia na turbazie pracavaŭ — heta tak nazyvałasia. Tolki ty zamiest «buchaŭ» pišy — na matylkoŭ dziviŭsia, — pavučaŭ Vitala.

— Aha, i matylkoŭ u nas šmat, i roznych kaziurak. Na travu zvališsia, a jany tam traskočuć! Ja navat babra bačyŭ, — ščyra ciešyŭsia chłapiec, nie razumiejučy sarkazmu. — Voś na tyja vychodnyja pryjedu. Kareły jakraz z Rasii vierniecca. Źbiaromsia, u staroha Džyn­Tonika voźmiem manhał. Pahulajem!

— Ty ž jašče napisać nie zabudźsia, što pryrodu rodnuju lubiš. Dyrektar rybnaj bazy, katoraha ja vaziŭ, zaŭždy tak karespandentam kazaŭ, kali jany pra jahonaje chobi pytalisia. U vyniku — paŭzavoda na śviežym pavietry prapiŭ! Za heta jaho j vypierli, i mianie ŭśled…

— Nu, Vitala, nu, hałava — dva vuchi! Dy tabie treba ministram być, a nie skład achoŭvać! — uzradavaŭsia Hyk, praciahnuŭšy susiedu cyharety i zapalničku. Prablema vyrašyłasia. Pa niečapanym arkušy samaciokam pabiehli karavyja, ale ščyryja radki.

«…Biełaruskaja pryroda — samaja pryhožaja ŭ śviecie. U nas šmat lasoŭ, paloŭ i azioraŭ. U maim rodnym horadzie jość raka Dniapro. Pa bierahach raki raście trava, čarot, viarba, ale byvajuć i piasčanyja plažy. U vychodnyja dni my ź siabrami lubim chadzić u krajaznaŭčyja pachody pa rodnych miaścinach.Tam my palim vohnišča, stavim pałatku, słuchajem muzyku i nazirajem za pryrodaj. Ja lublu hladzieć, jak zachodzić sonca i śpiavajuć ptuški. U našych krajach mnoha roznych źviaroŭ: babry, łasi, łastaŭki i krasnapiorki. Chacia raniej u nas była radyjacyja, ale ŭsio žyvoje ŭsio roŭna žyło, žyvie i budzie žyć!!!» — tak, da Jakuba Kołasa Homanu daloka, paśmichnułasia vykładčyca biełaruskaj movy Maryja Zacharaŭna, pračytaŭšy vytrymku z sačynieńnia ŭhołas.

— Zatoje patryjatyzm jaki! Dy i na lekcyjach Homan siadzić jak ćvik, byvaje i kanśpiekty z saboju nosić. Nie toje što Kabaniuk i Ułasienka, — padtrymała studenta kuratarka hrupy. — Što zrobiš, Maryja Zacharaŭna, i na rajonach kadry patrebny. Moža, jašče lepš za katoraha vydatnika ŭładkujecca.

— Dy ŭžo hety biez pracy i pasady nie zastaniecca, budźcie ŭpeŭnieny. Usiudy piščom pralezie, — pahadziłasia vykładčyca, raśpisaŭšysia ŭ zalikoŭcy…

Uskrainu horada, a kali dakładniej, pasiołka haradskoha typu, zabudavanuju pryvatnymi damkami, apanavała viasnovaja kviecień. La płota bujaŭ bez, pad płotam krasavali bratki.

Dziabiołaja kabieta ŭ błakitnym chałacie, azdoblenym biełymi lebiedziami i čyrvonymi ružami, padobnaja da piersidskaha šacha, pierastreŭšy la svaich vieśničak siabroŭku z synam — drobnieńkuju žančynku ŭ šerym płaščyku i padobnaha na jaje chłapčuka hadoŭ šasnaccaci — adrazu pačała chvalicca:

— Moj ža syn taki razvarotlivy! Kali jašče taja siesija, a jamu ŭžo siońnia samy ciažki zalik aŭtamatam pastavili. Kazaŭ, samamu pieršamu z hrupy! Šancuje majmu Jurku i z vučobaj, i ź dzieŭkami!

— Vo maładziec! — padtaknuła siabroŭka, adrazu zasakatała pra svajo. — Daść boh, i moj Miša sioleta pastupić. Na fiłfak va ŭniviersitet źbirajecca. Nikudy hulać nie chodzić. Viečarami doma siadzić, usio čytaje dy niešta piša! A vy z zaŭmaham Kaščučychaj mo chutka svatami budziecie? — paśmichnułasia žančynka, nie zaŭvažyŭšy, jak ściaŭsia ŭvieś, niby dubcom pa hołaj patylicy ściebanuli, jaje syn. — A to ŭsio jak ni idu ŭ subotu z druhoj źmieny, dyk tvoj Jurka ź mienšaju Kaščučkaj, Lizaju, Miškavaj adnakłaśnicaju, staić».

— Dy chto ž jaho viedaje, tutaka nie ŭhadaješ! — adžartavałasia ščaślivaja matka paśpiachovaha syna. Žančyny praciahvali bałbatać. Miša stajaŭ pobač, apuściŭšy vočy dołu, byccam jaho z kradzienym parasiom złavili. Paśla ciopłaha doždžyčka pa vulicy biehli viasiołyja raŭčuki. U viečarovaj bezavaj smuzie zalivaŭsia sałoŭka.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0