Pa sałonie pavolna išła ŭśmiešlivaja ściuardesa siarednich hadoŭ, trymajučy pierad saboj tacu ź ledziašami, niby pamočnik śviatara, jaki paśla całavańnia kryža razdaje kavałački presnaha chleba hrešnikam, jakija nie atrymali pryčaścia. U takich vypadkach Nieściarovič zaŭždy braŭ bolšy kavałačak, ci toje praz svaje ciažkija hrachi, ci toje ź piedantyčnaści — kab mienš zastavałasia vykidać ptuškam paśla parafijalnych abjavaŭ i zakančeńnia słužby. Ź ledziašami ŭsio praściej — jany adnolkavyja. Loša ŭziaŭ cukierku ŭ sierabrystaj abhortcy dy źlohku kranuŭsia plača dziaŭčyny z załatymi vałasami, jakaja siadzieła pobač dy ŭzirałasia ŭ iluminatar.

— Naścia, budzieš?

— Uhu.

Paśla nievialičkaj paŭzy dziaŭčo kiŭnuła hałavoj dy ŭziała adrazu niekalki cukierak, čym na imhnieńnie źbiła ŭśmiešku z tvaru ściuardesy. Zrešty, jakaja joj roźnica? Heta ž nie ź jaje kišeni cukierki, a my nie ŭ dziciačym sadku, kab žančyna z suvora zakručanaj hulkaj na hałavie kłapaciłasia pra našy małočnyja zuby. Dy i ci viedajecie vy, pani ściuardesa, što Nasta tak robić zaŭždy? Navat Loša Nieściarovič, jaki viedaje jaje nie bolš za tydzień, užo ŭ kursie.

Tam, u staradaŭnim horadzie ź niamymi šerymi ścienami i hatyčnymi viežačkami nad kaściołami, adkul jany lacieli, Nasta tak i rabiła: zahrabała cukierki cełaj žmieniaj na resepšenie hatela, pyrskałasia parfumaj u elitnych kramach, jakuju nie źbirałasia nabyvać — tak, pasprabavać. Nie, jana nie chalaŭščyca i zarobak dla Biełarusi maje zusim nie błahi, prosta jana tak lubić — usio pasprabavać.

— Loša, napišy mnie filmy, pra jakija ty kazaŭ, bo my ŭžo siadajem…

— Tak, davaj papieru, — Nieściarovič uzdychnuŭ i ścisnuŭ skivicy.

Jon viedaŭ, što ŭ aeraporcie jaje čakaje žanich z šykoŭnym bukietam kvietak, jaki ceły tydzień chvalavaŭsia, pisaŭ, časam zvaniŭ pa skajpie i… piŭ. Čamu piŭ? Bo pa-­inšamu nie ŭmieje zdymać stresy. Chacia jaki tut stres? Niaviesta palacieła ŭ Jeŭropu, toža mnie… Kali Nieściarovič daviedaŭsia, chto mienavita maje nieŭzabavie stać sudžanym «ahniavoj Nasty», jašče tam, u cudoŭnym horadzie, to abapiorsia na ścianu hatelnaha numara, kab nie ŭpaści: «Hety? Hetaja maŭklivaja mizantrapičnaja istota? Čamu?..» Adkazu nie było. Nasta adno pacisnuła plačyma, zrabiła vinavatyja vočki dy ščylniej zachutałasia ŭ koŭdru. Jana tak lubić: pasprabavać.

Zaraz treba było chacia b na chvilinu abstrahavacca i nakremzać paru proźviščaŭ režysioraŭ dy nazvaŭ stužak u natatničku z pazałočanymi listami na zrezie. Što tam? Kurasava, kaniečnie ž, Biertałučy, Tarancina, hety… jak jaho, vo, «Anhielski pacyjent». Režysiora Nieściarovič nie pamiataŭ, bo nie byŭ vialikim amataram kino. Hetym časam Nasta zasiarodžana niešta pierabirała pamiž padbarodździem i hrudźmi, niby ružaniec. Urešcie, praciahnuła jamu svoj kułačok.

— Daj ruku.

Nieściarovič praciahnuŭ dałoń, adčuŭšy ciapło jejnaj bialavaj skury, i niejki nievahomy mietaličny pradmiet, pamieram z manietku, loh pamiž vialikim i ŭkazalnym palcam. Heta byŭ srebny miedaljon u formie dałoni z abyjakavym vokam pasiaredzinie — «Chamsa». Taki simvał davoli raspaŭsiudžany ŭ siemickim rehijonie, pra heta jon viedaŭ jašče ź lekcyjaŭ «Staradaŭniaha Uschodu» dy kursu archieałohii.

U aeraporcie ŭsio prajšło pa zahadzia vyznačanym scenary. Jon išoŭ pieršym, jana — apošniaj. Na vychadzie Nieściarovič navat pavitaŭsia z daŭhałyhim žanichom z užo vypirajučym z­-pad skuranki piŭnym žyvatom, jaki, padavałasia, nie viedaŭ, kudy padzieć bukiet žoŭtych ružaŭ, pad koler jaje vałasoŭ, chvalavaŭsia. Jany niekali pierasiakalisia ŭ takich ža navučalnych pajezdkach, jak hetaja, nie ŭjaŭlajučy, što žyćcio jašče źviadzie, ale ŭžo zusim nie pa prafiesijnaj linii. Pakinuŭšy raschvalavanaha žanicha čakać svajo ščaście, Nieściarovič moŭčki skiravaŭsia da aŭtamatyčnych dźviarej, za jakimi čakała maršrutka da Minska i biaskoncaja biełaruskaja zima.

* * *

«Častujciesia, chłopcy», — Alšeŭski praciahnuŭ płastykavy kantejnierčyk z akuratna raskładzienymi łustami parezanaha sała, pad jakimi chavaŭsia čorny chleb. Nieściarovič taksama ŭziaŭ kavałačak. Na śviežym pavietry ježa zaŭždy zachodziła dobra, asabliva kali heta sała, asabliva — kali ad Alšeŭskaha.

Pratest u Kurapatach tryvaŭ užo niekalki dzion, a siońnia źjaviłasia jašče i vializnaja žaleznaja bočka, u jakoj abaroncy nacyjanalnaha niekropala raskłali vohnišča, prarubiŭšy mietaličny pancyr pačvary siakieraj u niekalkich miescach — kab pavietra lepiej kružlała. Nad kurapackim chvajovym lesam, bietonnymi skryniami spalnaha kvartała z redkimi ahieńčykami, piacimietrovym mietałaprofilnym płotam budoŭli, jakaja i stałasia pryčynaj pratestaŭ, łahieram abaroncaŭ, jakija krucilisia vakoł bočki, niby matylki vakoł lampački, uzyšli chałodnyja zimovyja zorki, bačyć jakija nie pieraškodzili navat ahni MKADa, jaki pralahaŭ tut ža, praź niekalki mietraŭ. Zrešty, niekalki lichtaroŭ z trasy, jakija kidali svajo śviatło i na łahier, čamuści siońnia nie pracavali.

Brud, raźjezdžany budaŭničaj technikaj, pieramiašany humovymi botami rabočych, biercami pratestoŭcaŭ, biełymi dy žoŭtymi polskimi niaŭcieplenymi krasoŭkami žurnalistačak dy čornymi vastranosymi čaravikami «Marka», jakija navat uzimku nasili «taptuny» z maleńkimi videakamierami, zastyh, zachavaŭšy tysiačy arnamientaŭ padešvaŭ dy aŭtamabilnych šynaŭ. Niekalki pramierzłych turystyčnych namiotaŭ dy šycht z płastykavych kasak, ci to adabranych u rabočych padčas sutyčak, ci to pryniesienych spahadlivymi minčukami, byli źlohku pryciarušanyja srebnymi kryštalikami śniehu.

Nieściarovič zapaliŭ cyharetu dy adyšoŭ ad «bočki honaru», jakaja vielmi chutka stałasia haračym pulsujučym sercam pratestu — chaj bližej padyduć inšyja, pahrejucca. Tym bolš, ciapier vakoł bočki ŭžo pačali źjaŭlacca paddony, naham nie tak chaładno. «Małpa kštałtu ciabie niekali pieratvaryłasia ŭ čałavieka», — iranična zaŭvažyŭ Rutkoŭski, partyjny lidar, jaki zazvyčaj vaziŭ aktyvistaŭ u Kurapaty i nazad u Miensk, na adras Nieściaroviča, jaki pryvałok adniekul z hłybiniaŭ mikrarajona pieršy paddon.

Zdalok, z boku transpartnaha prypynku i dziciačaj placoŭki, nabližałasia dziavočaja postać z raspuščanymi śvietłymi vałasami. Jana. Mabyć, na žurnalisckaje zadańnie, noč vartavać. Tolki hetaha nie chapała… Paśla toj vandroŭki ŭ staradaŭni horad ź niamymi ścienami i hatyčnymi viežačkami, jany niekalki razoŭ bačylisia ŭ kaviarniach, što ŭžo samo pa sabie było dosyć niazvykłaj źjavaj. Padarožny raman, zdavałasia, pieraros u niešta inšaje. U što? Nichto nie advažvaŭsia skazać.

— Pryviet.

— Vitaju. Ty na noč?

— Tak. Muž nie chacieŭ adpuskać. Nakačaŭ mianie trochu…

— Čym nakačaŭ?

— Nu a čym jon mianie moža nakačać? — Naścia raspłyłasia va ŭśmiešcy. — Ałkaholem. Mabyć, dumaŭ, što vypju, zachaču spać i nikudy nie pajedu… Pavier, ničym inšym nakačać mianie jon nie zmoža.

— Uhu…

Z boku łahiera, ad jakoha Nieściarovič paśpieŭ adyści na paru dziasiatkaŭ mietraŭ, adździaliłasia nievysokaja fihura Andreja Fieščanki, 19­-hadovaha chłapca ŭ ciopłaj rabočaj robie, jaki byŭ hatovy stajać tut «da pieramohi».

— Moža… Harbatki? — chłopiec pryabniaŭ za plačo Nieściaroviča i niaŭpeŭniena pahladzieŭ na Nastu.

— Ja piŭ tolki što, dziaŭčynie prapanuj.

— Vam…

— Ja Naścia. Tak, možna harbaty. Čornaj i biez cukru.

— Zaraz budzie, — niefarmalny zaŭhas łahiera ŭmomant skiravaŭsia ŭ bok termasaŭ, demanstrujučy takt i haścinnaść — svaju asabista dy ŭsioj supolnaści abaroncaŭ, jakaja niečakana naradziłasia na ździŭleńnie palitykaŭ, žurnalistaŭ dy ekśpiertaŭ litaralna za paru dzion.

Niejki čas jany stajali na miescy, hledziačy to ŭ roznyja baki, to adno na adnaho. Urešcie Nasta dastała smartfon, kab adkazać na paviedamleńnie ŭsiudyisnaha muža, maŭlaŭ, «usio narmalna, dajechała, nie chvalujsia», albo «idzi spać, mocna kachaju», albo «nie pi šmat, pryjedu na taksi rankam». Śviatło ad ekrana vyciahnuła ź ciemry jaje antyčny skulpturny tvaryk ź niby zastyhłaj lohkaj uśmieškaj.

— Chadziem da ahniu, sahreješsia, — Nieściarovič skinuŭ niedapałak u bok bramy budoŭli, z­za jakoj čulisia huki hienieratara — tamtejšy vartaŭnik taksama hreŭsia.

* * *

Jak za puščaj, za lesam,
za bałotam z asakoj,
U niadobrym miescy,
pa­nad viram, nad rakoj…

La «bočki honaru» tryvaŭ impravizavany kancert dla dziesiaci čałaviek. Unačy narodu zaŭždy mieniej, čym udzień. Žurnalisty raźjechalisia, amatary sełfi vystaŭlali fota dy pisali pasty va ŭtulnych łožkach, knižniki dy farysiei spali spakojnym snom. Aśmialeły Andruša Fieščanka hetym časam prapanoŭvaŭ adzinaj damie la vohnišča čarhovuju harbatu. Nabližałasia treciaja hadzina nočy.

— Dziakuj, ja ŭžo, mabyć, chutka pajedu, — admoŭna zachitała hałavoj Nasta.

— Ty ž kazała, što na ŭsiu noč, — vyrašyŭ udakładnić Nieściarovič.

— Tak, ale tut… ničoha nie robicca. Lepš zaŭtra pryjedu na dzień, a pakul — vysplusia. Pajechali.

— Nie, ja… chiba zastanusia. Jedź, — nie adryvajučy vačej ad piakielnaj pryhažości daharajučych palaniakaŭ, reziumavaŭ Loša.

Dźviery adčyni, kachanaja maja,
Serca hłybini, kachanaja maja,
Zapali ahni…

— …Tak, narod, maju jašče dva miescy ŭ mašynie, — nie vielmi hołasna, kab nie pakryŭdzić zasłužanaha barda, jaki pryjechaŭ ci to z Oršy, ci to z Homiela, pa-zmoŭnicku prapanavaŭ Rutkoŭski, — Naścia, Loša, jedziecie?

— Biary Nastu i… Junhiera, jon nie spaŭ daŭno.

Nie chadzi…u Kurapaty,
nie chadzi da bočki toj,
Bo niačysta siła avałodaje taboj.

Raźvitvacca z tymi, chto adjazdžaje z načnoha pratestu, — tak sabie adčuvańnie. Našmat horš, kali jedzieš sam i maješ paciskać ruki siabram, jakija siońnia ŭnačy nie zasnuć, ź jakim chalera­iaho­viedaje što zdarycca za noč. Zrešty, akramia dzionnych patasovak z rabočymi, pakul jašče ničoha ni z kim nie zdarałasia. Dy i pasty varty ŭsprymalisia, chutčej, z humaram. Pakul što.

Nasta źlohku pryabniała Nieściaroviča. Jon nie pakryŭdziŭsia, bo viedaŭ, što reputacyja dla jaje važnaja štuka. Svaju reputacyju jon kaštoŭnaściu nie ličyŭ, dy i jak jaje možna sapsavać abdymkami?

Zapali ahni, kachanaja maja,
Padary mnie syna…

* * *

— Viedaješ, usia naša historyja — sucelny mif, — Alšeŭski puściŭ strumień dymu ŭ maroznaje pavietra. — Kažuć: šlachta, šlachta… A dzie taja šlachta była padčas vojnaŭ? Jany navat paspalitaje rušańnie sabrać nie mahli, kali pačynałasia zavarucha. U maskavitaŭ, zazvyčaj, užo stajała sabranaje vojska na miažy, kali našyja tolki vyrašali, što treba sustrecca dy pakumiekać, jak baranicca. Realny mabilizacyjny patencyjał u Maskovii i VKŁ byŭ zusim rozny, siečoš?

— Uhu, — Nieściarovič čyrkanuŭ niekalki razoŭ pražskaj zapalničkaj «a­la zipa», pakul na kancy cyharety nie zaźziaŭ krochki vuhielčyk.

— …Što atrymlivajecca? Sialanie VKŁ svaju častku sacyjalnaj damovy vykanali, to bok žrać zaŭždy było čaho. A šlachta, jakaja miełasia ich baranić, ni ch…ia nie vykanała. Bajaryn, jaki nie źjaviŭsia na vajnu ŭ Maskovii, viedaŭ, što ź im stanie ŭ takim vypadku: pazbaviać i majna, i tykvy, — Alšeŭski śvisnuŭ i pravioŭ u pavietry dałońniu, niby ścinajučy «tykvu» maskavita. — A ŭ nas — ničoha, nu, nie źjaviŭsia na paspalitaje rušańnie, i što? Tak i pras…li dziaržavu.

U histaryčnych sprečkach Alšeŭski byŭ biaźlitasny. Hladziš sabie na jaho, u čornaj vopratcy, sa spartovaj fakturaj i adpaviednym fejsam, u jakoha navat daišniki nie prosiać dakumanty, kali spyniajuć, adpuskajučy na ŭsie čatyry baki jak «svajho», i nie vieryš, što jon tabie zaraz raskaža pra asablivaści haržetaŭ u 18­m pałku litoŭskich husaraŭ padčas vajny 1812 hoda, Daminika Radziviła, Jozefa Paniatoŭskaha… Što ŭ łob moža dać — vieryš. Pra haržety — nie, nie vierycca. Pakul nie paznajomišsia bližej.

La bočki hetym časam praciahvaŭsia «kancert». Chłopcy, čałaviek vosiem, moŭčki hladzieli na ahoń, razvažajučy pra svajo. Niechta navat prysnuŭ, pryładkavaŭšysia na horcy drovaŭ, pryviezienych dobrymi ludźmi z najbližejšaj zapraŭki. Nabližałasia čaćviortaja ranku.

Kapytami topčuć, kapytami,
Pamiać, pamiać…

* * *

— Voźmiem tych ža kasinieraŭ 63­-ha hoda, — Alšeŭski praciahvaŭ. — Heta kim treba być, kab dadumacca mužykoŭ z kosami pasyłać suprać šychta z ahniu…

«Papaliś, suki! Vam p..c! H­a­a…» — kryki z­za rohu budoŭli raptoŭna pierarvali idyliju. Na łahier niesłasia čałaviek 15—20, absalutna adnolkavaha vyhladu, u čornym, z zakrytymi maskami i šalikami tvarami. U rukach niekatorych byli ci toje bity, ci toje draŭlanyja kii.

Nieściarovič paśpieŭ zrabić tolki adzin krok nazad, sahnuć kaleni dy zhrupavacca. Pieršym udaram jaho źbili z noh. Tam, na ziamli, užo inšy «čorny» prypiačataŭ pa hałavie draŭlanym kałom, jaki trymaŭ dźviuma rukami. Pierad vačyma papłyło, pa pravaj skroni pabieh ciopły strumieńčyk. Niby ŭ tumanie i čamuści biez huku, byccam u naładach hetaj kampjutarnaj hulni niechta adklučyŭ aŭdyjaefiekty, jon bačyŭ, jak hrupa postaciaŭ biažyć uniz, u bok kurapackaha lesu. Tut ža, praź dziasiatak­-druhi mietraŭ, Alšeŭski adzin, z pasunutaj na bok šapkaj, machaje niečym, zdajecca, siakieraj, akružany z usich bakoŭ čornymi fihurami z kałami ŭ rukach. Ciemra i …takaja blizkaja zaledzianiełaja ziamla.

* * *

— Narmalna?

— Tak.

— U ciabie kroŭ.

— Ničoha, usio ok.

— Nu, hladzi.

Alšeŭski vycier rukavom nos i praciahnuŭ pracu, zavastrajučy siakieraj adzin z kałoŭ, pakinutych napadnikami. Dva, užo zavostranyja, stajali pobač, prychilenyja da dreŭca, na jakim, krychu vyšej, viecier hraŭsia ci to kavałkam daždžavika, ci to pakietam. Łahier byŭ raźbity, namiot raściarušany, ściah skradzieny, haračaje vuholle ź pierakulenaj bočki hreła zamierzłuju čornuju ziamlu, ale sahreć nie mahło — adzin za adnym vuholčyki haśli, apošni raz u svaim žyćci jaskrava padmirhnuŭšy viečnaści, pierad tym jak źniknuć u ciemry.

Nieściarovič zrabiŭ niekalki krokaŭ, kab nabrać u ruku śniehu dy pamyć tvar. Pryjemny choład apaliŭ spačatku dałoń, paśla skroń i niaholenuju niekalki dzion ščaku. Viadoma, atrymałasia tolki horš, kroŭ razmazałasia pa abliččy, ale ničoha, narmalna ŭmycca možna i paśla. Chistkaj chadoj jon skiravaŭsia da bočki, kab padniać jaje dy prytaptać reštki vuholla, jakoje jašče tam­siam kureła.

— Dzie rešta? — trochi pryjšoŭšy da ciamy, Nieściarovič abvioŭ pozirkam łahier i, nie daličyŭšysia prykładna pałovy «varty», źviarnuŭsia da Alšeŭskaha.

— Nie viedaju. Zaraz skonču — schodzim, hlaniem.

* * *

Načny kurapacki les padavaŭsia zimovaj kazkaj. Redkija huki mašynaŭ z MKADa, vodbliski śviatła dalokich lichtaroŭ, maŭklivyja sosny, jakija kareńniem kranajucca tajamnicaŭ nacyjanalnaj trahiedyi dy hańby, ciša. Utroch jany išli z kałami napahatovie na krychu padahnutych nahach, akuratna stupajučy pa praścinie śniehu, nibyta bajučysia źniavažyć son zabitych tut 80 hadoŭ tamu: Nieściarovič, Alšeŭski dy akularyk Kot.

— Bač, ślady.

— Šyrokija — značyć, biehli.

— A što tam?

— Tam, — Alšeŭski ŭzdychnuŭ i staŭ u poŭny rost, — pasiołak Soniečny i paralelnaja MKADu trasa. Značyć, tam, za lesam, była pryparkavanaja mašyna. Jany ŭžo źjechali.

— A našy? — niešmatsłoŭny Kot pastaviŭ svaju «zbroju» tupym kancom na ziamlu i taksama vyprastaŭsia.

— Budziem šukać.

Z abaroncaŭ brakavała čałaviek piać. Što ź imi? Skrali, pakalečyli, kinuli ci pryviazali dzie ŭ lesie? Mahło być roznaje. Pieśni skončylisia.

Kali jany znoŭku padyšli da tunela pad MKADam, jaki złučaŭ horad z kurapackim lesam, naviersie pakazalisia dźvie fihury, jakija, azirajučysia pa bakach, niaŭpeŭnienymi ruchami namacvali mietaličnuju darožnuju aharodžu i źbiralisia spuskacca. Pa admašcy Alšeŭskaha chłopcy zanizilisia, ale, pryhledzieŭšysia da niazhrabnych siłuetaŭ z pustymi rukami, pačali pierahladacca… Nie, nie napadniki.

— Chto takija?! — pieršy adazvaŭsia Kot.

Spałochanyja postaci pačali nazad uskaraskvacca na darohu. Drabniejšy zuchavata zalez pieršym, a voś druhi, bolš mažny, nie raźličyŭ siłaŭ i pačaŭ źjazdžać pa schile. Jon niešta kryčaŭ svajmu tavaryšu, ciahnuŭ ruku, toj sprabavaŭ dapamahčy. Nie, dakładna nie napadniki.

— Andruša, ty?!

Postaci naviersie skamianieli, mažny navat pierastaŭ źjazdžać uniz, mabyć, tamu što spyniŭ adčajnyja ruchi.

— Ty?!

Drobny pierastaŭ dapamahać tavaryšu i vyprastaŭsia, uzirajučysia ŭ kavałak lesu, skul jaho hukali.

— Chto vy?!

— Svaje!

— Familiju nazavi! — paśla paŭzy znoŭ huknuŭ drobny, sarvaŭšysia na niervovy falcet.

— Kot, jo… tvaju mać, spuskajsia!

Alšeŭski splunuŭ i dastaŭ cyharetu, jaho vočy biazhučna śmiajalisia: «Abaroncy niekropala, mla…»

* * *

U chutkim časie viarnulisia i inšyja «źnikłyja bieź viestak»: niechta chavaŭsia ŭ lesie, niechta źnik u kamiennych džunhlach mikrarajona. Kali pra incydent stała viadoma, u łahier pavaliŭ narod. Rutkoŭski čamuści prychapiŭ z saboj daŭžezny parason — vidać, kab adbivacca ad napadnikaŭ u najlepšych džentlmienskich tradycyjach. Nasta taksama pryjechała, pryčym adnoj ź pieršych, kali niekamu pryjšło ŭ hałavu abtelefanavać žurnalistaŭ. Fotaaparaty, sełfi­pałki, mikrafony… 

— Što heta było?

— Napad.

— AMAP pakłaŭ usich vas tvaram u śnieh?

— Chto vam skazaŭ, što AMAP? Chto skazaŭ, što pakłaŭ?..

— Na sajtach užo pišuć.

— Chmmm…

— Jura, sfotkaj­sfotkaj, hałava, vo! A paviarniciesia, kali łaska…

— Usio?

— Jašče raz…Tak, usio.

— Ja pajšoŭ.

Jana stajała kala bočki, jakaja znoŭku zadymiła i puskała saluty iskraŭ u zornaje nieba, dajučy sihnał kamuści vysoka­vysoka, što łahier žyvy. Nieściarovič padyšoŭ i moŭčki staŭ pobač. «Chutka pryjedzie milicyja, niechta ŭžo vyklikaŭ». — «M­m­m. Navošta?» — «Nu, na vas ža napaŭ AMAP, vam treba pisać zajavy ŭ milicyju…» — «O, Boža», — Nieściarovič ledźvie strymaŭ śmiech.

— A što, ty nie budzieš pisać?

— Nie.

— Jasna.

— Ty na taksi?

— Tak, ja skazała kiroŭcu pačakać.

— Pajechali.

Na zadnich skuranych siaduškach čornaj «Mazdy» jany jechali moŭčki. Jaje dałoń ściskała jahonuju, pasmy załatych vałasoŭ upali na čornuju, prakopčanuju dymam kurtku. Za aknom pranosilisia stalinki, błočnyja šmatpaviarchoviki dy śviatłafory miesta, jakoje čamuści nazyvali «horadam sonca». Nabližałasia ranica novaha dnia.

* * *

Šlach na Kurapackuju hałhofu praz Aleju kryžoŭ zaŭždy rozny, u kožnuju paru hoda. U traŭni ty ŭziraješsia ŭ biaskoncuju zielaninu lesu, macaješ smalistuju karu sosnaŭ, schilaješsia nad murašnikami, u jakija nie ryzyknieš apuścić dałoń, ale viedaješ: tam, unutry, ciopła, tam žyćcio. Nie vierycca, što na hetym miescy mahło adbycca niešta strašnaje. Jak u dziacinstvie, kali žyvieš z dumkaj, što ŭsio samaje žachlivaje adbyvajecca ŭnačy albo ŭ pachmurnaje nadvorje, kali soniejka chavajecca i nie moža abaranić. A kali sonca ŭhary, a viecier honić biełyja vietrazi abłokaŭ — usio dobra, usio napieradzie. Adno kryžy kidajuć svaje cieni na zialony dyvan maładoj travy, niby soniečnyja hadzińniki, admiarajučy čas.

Kali toj ža darohaj idzieš u listapadzie, kali ŭsio žyvoje ŭžo pamierła, a na ziamlu apuściŭsia pieršy śnieh i śviet staŭ čorna­biełym, kali muraški schavalisia daloka pad ziamlu, zabraŭšy svajo kalektyŭnaje soniejka i ciapło razam z saboj, u Kurapatach strašna. Strašna, bo vierycca — tak, tut sapraŭdy mahli zabivać. I tyja, kaho zabivali, nie zabirali, jak muraški, svajo soniejka pad ziamlu, bo ichnyja soniejki adlatali ŭ šerań nieba praz maleniečkija adtuliny ŭ patylicy, kab nikoli ŭžo siudy nie viarnucca. Ich sonca nie hreła z­pad ziamli, bo, kab hreła, napeŭna, vypaliła b hety les uščent albo, naadvarot, zrabiła b jaho viečnazialonym, advajavaŭšy ŭ choładu chacia b hety łapik ziamli.

Kali skroź kurapacki les idzieš unačy ŭ lutym, siarod maŭklivych čornych drevaŭ i takich ža maŭklivych kryžoŭ, jakija nibyta byli tut zaŭsiody, i sto, i dźvieście hod tamu, razumieješ, što takoje śpiral času i mif pra viečnaje viartańnie, apisany Mirča Eliade. Tut zabivali, a mahčyma, buduć zabivać jašče. I Božaja Maci ŭ pačatku alei płača nie tolki ab tych, chto adpakutavaŭ svajo, ale i ab tych, u kaho ŭsio napieradzie. Ab tych, chto tut nikoli nie byŭ. Ab tych, chto pje smuzi ŭ bary «Ŭ» i nie ŭjaŭlaje, jak heta, kali piersanalnaje soniejka adlataje ŭ viečnaść praz adtulinu ŭ patylicy. Ab tych, chto nie vieryć, što zima budzie doŭhaj.

Jany išli pa kryžovaj alei ŭdzień, byŭ pačatak sakavika. Za paru socień mietraŭ dymiŭsia łahier, a im chaciełasia źbiehčy. Pamaŭčać razam i paŭziracca ŭ roznyja baki, viedajučy, što blizki čałaviek — pobač, varta tolki złavić jaho ruku.

— Ty viedaješ, jaki pomnik varta było pastavić u Kurapatach? — pieršym zahavaryŭ Nieściarovič.

— Nie­ie, kaniečnie, nie viedaju, — Nasta zrabiła vialikija vočy i ścisnuła hubki, niby kažučy: «Davaj, raspaviadaj, ja ž ničoha ŭ hetym žyćci nie viedaju, a ty, mla, hienieratar idej, piśmieńnik i h.d. Vie­ie­ielmi razumny! Słuchaju».

Nieściarovič vytrymaŭ paŭzu i ŭśmichnuŭsia.

— Nu davaj, kažy! — jana taksama ŭśmichnułasia i ŭchapiła jaho pad ruku.

— Viedaješ, — pramovu na važnuju temu jon zaŭsiody pačynaŭ pavolna i trochu zmušana, paśla tolki nabirajučy temp, pieraklučajučy adpaviednyja pieradačy, — roznyja tam mastaki i intelihienty, viadoma, prapanujuć tut pastavić vializny kryž, albo ciarnovy vianiec, albo sumnuju dystrafičnuju fihuru… Ale heta ŭsio papsa!

— Dy ty što! — Nasta ažno zachitała hałavoj, demanstrujučy ździŭleńnie.

— Nie ržy. Prosta hetyja pomniki «a­la chałakost» užo nie vyklikajuć u ludziej pačućciaŭ. Nijakich. Heta vielmi pradkazalna. Što maje być na miescy rasstrełu? Viadoma, kryž. Albo pomnik acalełaha dzieda ź dziciom na rukach, jak u Chatyni. Nu… niešta takoje, abstraktna­trahičnaje. A tut maje być niešta inšaje…

— Ty navat viedaješ što, praŭda? — Nasta zajhrała vačyma i znoŭ uśmichnułasia.

— Tak, viedaju. Tut maje być minataŭr.

— Jaki minataŭr? — užo surjozna pierapytała dziaŭčo.

— Hladzi, maje być jama — bietonnaja jama. Unizie staić nievialički biust minataŭra.

— Jak heta — biust minataŭra — prosta hałava byka?

— Hałava byka i čałaviečyja plečy. Dyk voś. Minataŭr, zusim nievialički, staić unizie. A pa­nad jamaj — biełaja ściana. Biez usialakich nadpisaŭ, dataŭ i kolkaści zabitych. Fiška ŭ tym, što ŭdzień hetaja kampazicyja amal niezaŭvažnaja. Nu ściana sabie, nu jama, nu skulpturka ŭnizie. A ŭnačy pačynaje pracavać lichtar ci pražektar, karaciej, krynica śviatła, jakaja śviecić na biust. Čyrvonym śviatłom. U vyniku vializny čorny rahaty cień źjaŭlajecca na biełaj ścianie, jakaja afarbavałasia čyrvonym.

Nasta maŭčała, ščylniej prytuliŭšysia da Lošavaha plača, byccam adčuła dziciačy žach ad pačutaj tolki što babulinaj kazki.

— Jaki sens hetaha ŭsiaho? — Loša praciahvaŭ. — A sens taki, što minataŭr śpić u kožnym z nas. Heta žyviolnaje, pakrytaje taniutkaj škarłupinkaj kultury, cyvilizacyi, intelihientnaści, nazyvaj jak chočaš. I, kali nadychodziać ciomnyja časy, minataŭry źjaŭlajucca, pavialičvajucca ŭ pamierach, apanoŭvajuć prastoru. Minataŭra nielha zabić — kali nadydzie dzień, jon prosta skurčycca i pieratvorycca ŭ maleńkaha bałvana na dnie bietonnaj jaminy, «historyka­kulturnuju kaštoŭnaść». Ale pryjdzie novaja noč i jon ažyvie, a vakoł niepaźbiežna paciače kroŭ. Jon budzie zaŭždy, jon viečny. Pra heta varta pamiatać.

— To bok… heta pomnik enkavedzistam?

— Mahčyma. Pieršy ŭ śviecie pomnik zabojcam. Bo zabojcy nie z kosmasu prylatajuć, jany tut, siarod nas i ŭ kožnym z nas. I pamiatać pra kataŭ treba nie mienš, čym pra achviaraŭ. A moža, i bolš.

Za razmovaj chłopiec i dziaŭčyna ŭžo paśpieli zajści ŭ tunel pad MKADam. Śpieradu i pazadu bialutkimi kruhlašami źziali vychady, «śviatło ŭ kancy tunela». Adzin kruhlaš vioŭ da łahiera i spalnych rajonaŭ stalicy, inšy — u rasstrelny les, pamiž imi ŭ piačornaj ciemry zastyhła para. Nieściarovič prytuliŭ da siabie Nastu, adčuvajučy navat praź zimovuju kurtku haračyniu jaje cieła i płaŭny pierachod ad hnutkaj talii da kłuboŭ. Adnoj dałońniu jon prytrymlivaŭ jaje za patylicu, spaścihajučy palcami abrysy hałavy, schavanyja pad zołatam vałasoŭ. Ź ciomnaj piačory tunela jon uziraŭsia ŭ partał na vychadzie, dzie pavolna kružlali, siadajučy na bietonnuju kostku, śniažynki.

* * *

— Lubić vas ahoń, Nastačka, oj, lubić, — stojačy la bočki praz paru dzion pa napadzie, pramaŭlaŭ z uśmieškaj Surkovič. — Hladzicie adno, kab kryłcaŭ nie apaliŭ.

Jaŭhien Surkovič byŭ natchnialnikam pratestu, jon pieršy kinuŭsia miasić brud, bicca z rabočymi i valić aharodžy. Siońnia, zdajecca, usio ŭžo było pieradvyznačana: paśla načnoj sutyčki, nadziva, u łahiery istotna paboleła narodu i žurnalistaŭ, čas­počas navat pryjazdžali palityki, kab zabić kałok dla namiota ŭ miorzłuju ziamlu pierad telekamierami ci pačytać vieršy. Kurapaty byli ŭ trendzie. Kulminacyjaj pratestu staŭ momant, kali adzin z chłapcoŭ naŭprost prykavaŭ siabie kajdankami da MAZa, jaki mieŭsia zajechać na budoŭlu. Paśla hetaha zabudoŭščyk admoviŭsia ad svaich hrandyjoznych płanaŭ, z aharodžanaj terytoryi pačała źjazdžać technika, a samo namiotavaje miastečka pratestoŭcaŭ dažyvała apošnija dni.

…Paśla frazy charyzmatyčnaha akularyka Surkoviča, jaki, zdajecca, byŭ na jejnym viasielli, Nasta nie rasčyrvaniełasia, adno padmirhnuła dy bližej padsunuła ruki da čornaha kraju bočki, adkul šuhała połymia. Maŭlaŭ, nie bajusia. Sapraŭdy, jana nie bajałasia, choć muž, toj samy daŭhałyhi z aeraporta, pahražaŭ ci to zarezać jejnaha zalotnika, ci to zarezać jaje, ci to zarezacca samomu i …pa­raniejšamu piŭ, kali Nasta nie nočyła doma.

— Chadziem da mašyny, paśpim z hadzinku, — Nieściarovič padyšoŭ zzadu, kab pryabniać dryhotkuju dziaŭčynu. — Ty ž taksama noč nie spała. A ŭžo siomaja ranku.

— Chadziem.

Stareńkaja «Aŭdzi» adnaho z «vartaŭnikoŭ niekropala» stajała mietraŭ za dźvieście ad łahiera. Mikrarajon patrochu pračynaŭsia, vusatyja mužčyny siarednich hod u dutych tureckich kurtkach z «Festam» u zubach śpiašalisia na pradpryjemstvy, siud­tud, nibyta z­pad ziamli, źjaŭlalisia nietaropkija dvorniki ŭ pamarančavych robach, pa darozie, jakaja viała da «Ekspabieła», usio čaściej pranosilisia taksi, lehkavuški dy maršrutki z sonnymi mienčukami.

— Ty napišaš kali­niebudź apaviadańnie pra mianie? — jak zaŭždy, niby hulajučysia, spytała Nasta.

— Napišu. Ale kali ŭsio ŭžo dakładna skončycca.

— M­m­m… Tady nie śpiašajsia.

— A ja i nie śpiašajusia.

— Jak nazavieš?

— Nie viedaju pakul. Jašče ž nie skončyłasia.

— Nu­u­u… Skažy.

— Naprykład, «Nasta i minataŭr».

— Pryhoža. A minataŭr, strašnaja drapiežnaja pačvara, heta ty? — Nasta raśśmiajałasia.

— Nie, ty.

— Tady mnie nie padabajecca takaja nazva.

— Uf­f­f… Nu, chaj budzie «Ahoń nas lubić». Lubić ža?

— Dakładna, — zadavolenaje dziaŭčo lapnuła dźviaryma aŭto.

Nieściarovič źniaŭ šapku i ciažkavata ŭzdychnuŭ. Jašče adna noč zzadu, a chutka ŭsio naohuł skončycca, łahier daviadziecca raźbirać, stareńkuju kanapu, jakuju pryvałakli da bočki — ciahnuć na śmietnicu za kutom budoŭli, a prakopčanyja kamuflažnyja šmotki zdavać u chimčystku. Ichnaja častka pracy zavieršanaja, dalej chaj raźbirajucca historyki dy ekśpierty, napaleony papiarovych vojnaŭ i rycary kruhłych stałoŭ.

Dziŭna, ale adčuvańnie pieramohi było vielmi chistkim dy miežavała z pradčuvańniem unutranaj pustki, jakoje niepaźbiežna nakryje, zahonić u tanny bar na Kiedyški, prymusić palić la ŭvachoda ŭlubiony «vośmy kient», nie adčuvajučy choładu dy vietru. Dakładna, tak budzie. Jon viedaŭ. A pakul…

Pakul što Nasta zusim nie była nastrojenaja na son u siabroŭskaj «Aŭdzi», bo, ad pačatku pakłaŭšy hałavu na kaleni Nieściaroviču, užo abvodziła palcami plamy niamieckaha kamuflažu na jahonych štanach, padymajučysia bližej da spražki papruhi. Kali paraj ruchaŭ jana vyzvaliła skurany ciśniony jazyk remienia ź mietaličnaha zamka i pavolna rasšpiliła małanku, Nieściarovič zakinuŭ hałavu na siadušku i zapluščyŭ vočy. Pierad jahonym unutranym zrokam kružlali ŭ šalonym viry miljony śniažynak u partale, jaki ŭtvaraŭ vychad z tunela pad MKADam.

* * *

Paśla chałodnaj zimy nadyšła nie mienš chałodnaja viasna. Budoŭla ŭ Kurapatach była kančatkova spynienaja, a ŭ rasstrelnym lesie dziaržava źbirałasia budavać kaplicu pamiaci, niečakana ŭzhadaŭšy pra trahiedyju 80­hadovaj daŭniny. Pry hetym šmat chto z abaroncaŭ niekropala apynuŭsia za kratami, u tym liku Surkovič i Alšeŭski, takim čynam zapłaciŭšy canu za paviazku, źniatuju z vačej dziaržčynoŭnikaŭ. Dziŭnyja šlachi tvaje, Hospadzie…

Niekalki razoŭ jany jašče bačylisia ŭ kaviarniach pramierzłaha horada, jaki nijak nie chacieła adpuskać zima, svarylisia, a paśla tulilisia adno da adnaho, nibyta sprabujučy ŭratavać i sahreć vuhielčyki ź pieraviernutaj napadnikami bočki.

Apošniaja ich sustreča adbyłasia, kali ŭ horad z šyrokimi praśpiektami i vieličnymi bramami, jaki adnym svaim vyhladam, zdavałasia, dušyŭ luby pratest, robiačy natoŭp žmieńkaj, a asobnaha čałavieka — samotnym murašom, narešcie zavitała sonca. Sonca, adnak, akazałasia žorstkaje i hreła dla kahości inšaha, nie dla ich. Paśla jaje pytańnia: «Čamu pasadzili ich, a nie ciabie?» — Nieściarovič vyjšaŭ z kaviarni papalić i ŭžo nie viarnuŭsia.

Praz tydzień ź jahonaha telefona da Naści ŭsio ž taki pryjšła karotkaja sms z łakaničnym: «Sustreniemsia?». Jaje adkaz akazaŭsia bolš razhornuty: «Ja ŭ samalocie. Prapanavali rabotu ŭ Prazie. Pryjedzieš?» Pračytaŭšy niekalki razoŭ čatyry radki, napisanyja pa­biełarusku, ale ruskimi litarami, vidać, kab nie pieraklučać kłavijaturu, Nieściarovič adkłaŭ ubok svoj stareńki «Samsunh», zabyŭšysia navat padziakavać aficyjantcy, jakaja akurat pryniesła «amierykana» i 50 hram «Dzikaj kački». Na stoliku, pobač z pačkam cyharet i čyrvonaj zapalničkaj «Krykiet», u promieniach ultrafijaletu, zichacieła nievialičkaja, pamieram z manietku, srebranaja dałoń z abyjakavym vokam pasiaredzinie.

Praciah tut.

***

Aleś Kirkievič

Nar. 1989 u Hrodnie, u siamji historykaŭ. Byŭ adnym ź lidaraŭ Maładoha frontu. Paśla Płoščy­2010 asudžany na čatyry hady pazbaŭleńnia voli ŭ kałonii ŭzmocnienaha režymu. Pamiłavany ŭ vieraśni 2011. Pracuje žurnalistam­fryłansieram.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0