BITOČKI PA-BIEŁARUSKU

 

Jedučy niadaŭna z adnym šanavanym mnoju piśmieńnikam, čyje tvory ŭžo kolki hadoŭ uklučanyja ŭ školnyja prahramy, u pravincyjny zachodniebiełaruski horad, kudy nas zaprasiła na tvorčyja sustrečy miascovaje tavarystva biełaruskaj movy, ja ŭsiu darohu adčuvaŭ niejkuju nievytłumačalnuju tuhu. Chutčej za ŭsio, heta była tuha ad pieradvyznačanaści padarožža. Ci ad taho, jakim ja jaho sam sabie namalavaŭ. Sumny betonny krajavid za brudnym vaknom rajonnaha hatelu, krychu bažavolnyja aktyvisty TBM, toŭstyja, załatazubyja nastaŭnicy rodnaj movy dy ichnyja prydurkavatyja vychavalniki. Klasyčnaje biełaruskaje nadvorje z daždžom pa-nad raskisłymi razorami tolki spryjała maim žyćcianiaradasnym fantazijam.

Aŭtastancyja vyhladała takoj samaj, jakoj ja jaje j malavaŭ. Z zaśmiečanym peronam, ź niekalkimi iržavymi kamercyjnymi šapikami dy drennym repraduktaram, jaki pisklavym hałaskom abjaviŭ naš pryjezd. «Jak tut možna žyć?» — zapytaŭsia ja ŭ piśmieńnika. «Mianie bolš cikavić, čamu nas nie sustreli», —adkazaŭ jon.

Raptam na placoŭku vypłyła čyrvonaja j bliskučaja, niby tolki z kanvejeru, AUDI-cyhara, z adčynienaha vakna jakoj na ŭsiu vakolicu niesłasia «vitam, panovie, ja Kazik Pesecki». Zatym z aŭtamabila pakazaŭsia j sam hieroj pieśni. Vysačezny blandyn u pižonskim skuranym palito. Z-pad nievierahodnaj vieličyni kapieluša vižavali šeryja, pryhožyja vočy. Raptam nieznajomiec nakiravaŭsia da nas. «Ja Kazimir, buchhaltar rajonnaha TBM. Nu jak tam u Miensku?» — praciahvajučy tatuiravanuju ruku, dy vypuskajučy struju darahoha tytuniovaha dymu, zapytaŭsia jon, mižvolna hledziačy na nas źvierchu ŭniz.

U aŭto siadzieŭ jašče adzin čałaviek. Sarakahadovy pan z akuratna začasanymi čornymi vałasami. Pach mocnaj parfumy nadzvyčaj pasavaŭ jahonamu dychtoŭnamu harnituru z kruhłym značkom TBM na štryfeli. «Znajomciesia, heta naš bos. Staršynia rajonnaj rady», —pradstaviŭ nam svajho kalehu blandyn, kali my patanuli va ŭtulnaści niamieckaha salonu. «Spačatku jedziem u hatel. Zatym sustreča z aktyvam, a zaŭtra prajedziemsia pa škołkach», —painfarmavaŭ bos. «I Zachad nam dapamoža», — čamuści zhadałasia mnie.

Buchhaltar rajonnaha TBM uzmacniŭ huk i rvanuŭ mašynu ź miesca. Dalej ja tolki paśpiavaŭ schoplivać karcinki rajonnaha žyćcia, što zamilhali ŭ rok-n-rolnym rytmie.

Śviežapafarbavany barakalny kaścioł; bronzavy pieršadrukar, padobny na kryžanosnaha rycara, jaki zamiest miača abapiorsia na falijant z mudrym nadpisam «Biarycie i čytajcie»; zabitaja vyklučna maładoj publikaj zala biblijateki; apazycyjnaja miascovaja hazeta z prahramnym artykułam Paźniaka; i jašče vielmi razumnyja vočy dziaciej u viaskovaj škole.

Trochi addychaŭšysia ŭ hateli, ja narešcie zaŭvažyŭ, što vokny numaru vychodzili na siaredniaviečny zamak časoŭ Vialikaj Litvy. Maleńkija chatki tutejšych žycharoŭ nachabna padstupalisia da samych ścienaŭ pomnika daŭniny. Tym samym nadajučy zamku vyhlad vielmi vialikaha, pakinutaha domu. Haspadary jakoha abaviazkova viernucca. Dy ja ich, zrešty, užo bačyŭ.

Daŭno zaŭvažyŭ — ludzi, dla jakich biełaruskaja mova jość tolki prafesijnym abaviazkam ci histaryčnym pomnikam, niechacia pačynajuć havaryć štampami kiepskich histaryčnych pjesaŭ. «Da nas pryjechaŭ naš cudoŭny piśmieńnik, čyje tvory nazaŭždy ŭvachodziać u skarbonku duchoŭnaj kultury našaj ziamielki. Pavitajem, dzieci, žyvoha klasyka». Kolki razoŭ ja heta čuŭ, stolki ž i nie škadavaŭ ab skaračeńni biełaruskamoŭnaha navučańnia. Ale ni ŭ koha hetaja mova nie hučyć bolš pierakanaŭča j žyva, čym u dziaciej, jakija ŭvohule havorać niekalki hadoŭ svajho žyćcia. TBMaŭski bos, a pa-sumiaščalnictvu jašče j zavadzki ślesar, pavioŭ nas da siabie ŭ internat u hości. U adnym z pakojaŭ hulalisia internataŭskija dzieci. Dziasiatki try čałaviek zajmalisia tym, čym i pavinny zajmacca ludzi, jakim ad piaci da dziesiaci hadoŭ — chadzili na hałavie. Ale pakoj źvinieŭ, rahataŭ i jenčyŭ našaju movaju. «Dy tak, zarhanizavaŭ niešta nakštałt dziciačaha klubu. Baćki ž nia suprać. Dakładniej, siudy imknucca prystroić svaich čadaŭ žychary susiednich internataŭ», — patłumačyŭ karcinu bos.

Siedziačy pierad adjezdam u niaŭtulnym savieckim restaranie, usia vyhoda jakoha zaklučałasia ŭ zamkavaj viežy ŭ vaknie, ja ci nie ŭpieršyniu za minułyja sutki ŭłaviŭ čužuju havorku. Cieraz stolik ad nas razmaŭlali pamiž saboju sivy śviecki leŭ nobeleŭskaha vyhladu z kiliškam kańjaku ŭ ruce j tryccacihadovy maładzion, padobny na zorku aperety. Razmaŭlali pa-francusku. Buchhaltar TBM patłumačyŭ: «Hety stary — sapraŭdny francuz. Dy jašče j marksist u dadatak. Źbieh adniekul z Bretoni ŭ 60-ch, kab samomu budavać kamunizm. Da hetaj pary ŭsio buduje». «Ty lepš ŭ jaho zapytajsia, jak tut možna žyć», — paraiŭ mnie piśmieńnik. Ale siedziačy ŭ zachałusnym restaranie dy žujučy bitočki pa-biełarusku pad šansonny dyjaloh, hledziačy na valteraŭskuju hałavu na tle zamkavaj viežy, mnie, moža, upieršyniu nie zachaciełasia ŭ Paryž.

Źmicier Bartosik

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0