Mikoła Rabčuk

Da Čapli na dzień raždžeńnia

 

Michaś nidzie nie pracavaŭ i tamu vielmi stamlaŭsia za dzień. Siońnia jon stamiŭsia asabliva, bo źbiraŭsia da Čapli na dzień raždžeńnia. Čapla papraŭdzie zvałasia Aksanaj, a za «Čaplu» hatovaja była zadušyć. Čas ad času Michaśka jaje kachaŭ. Čapla pracavała na vakzale – pradavała kvitki inturystam, a taksama patrebnym ludziam. Z takimi kvitkami možna było zajechać vielmi daloka.

Michaś źbiraŭsia ŭvieś dzień, ale ŭrešcie pajšoŭ u budzionnaj vopratcy, bo, viartajučysia nazad unačy, možna pavalicca ŭ hraź, dyj hości na takich śviatach, jak viadoma, byvajuć roznyja: niekatoryja prosta fizyčna nie pieranosiać čystych kašulaŭ i halštukaŭ. U dvary Michaś spatkaŭ Doktara.

Doktar byŭ čałaviek cichi: chadziŭ z brunatnym «dyplamatam». Jon skončyŭ stamatalahičny fakultet medycynskaha instytutu i pracavaŭ ciapier hruzčykam na zavodzie aŭtapahruzčykaŭ. U volny čas Doktar zajmaŭsia johaj: śćviardžaŭ, što nia jeść i nia pje, choć nasamreč i jeŭ, i piŭ.

Piŭ Doktar usio, što haryć.

Tydzień tamu jon atrymaŭ zarpłatu i ciapier ledź nie štonočy bačyŭ Kanfucyja. Michaśka pajšoŭ ź im na piva, bo j sam byŭ nia suprać bližejšaha znajomstva z Kanfucyjem, niahledziačy na jaho kitajskaje pachodžańnie.

U brudnieńkim, ź nievyniščalnym pacham vanitaŭ paviljonie Doktar raspavioŭ jamu pra pieraŭvasableńni Budy i pra nieśmiarotnaść dušy.

Michaśku heta spadabałasia, ale jon zusim nie žadaŭ, kab jahonaja duša paśla śmierci pierasialiłasia ŭ niejkuju karovu, jakuju haspadynia štodnia budzie ciahać za cycki i štohod vadzić da buhaja. Dumka, što nia ŭsio toje, što dobra dla paŭfeadalnaj Indyi, pryjmalnaje dla nas, uźnikła i zamacavałasia ŭ im.

– Čas iści – vydychnuŭ Michaś i dakanaŭ svajo vinišča, jakoje Doktar kupiŭ zamiest piva, dziela vyšejšaj kalarytnaści.

– Kudy? – ździviŭsia Doktar, ale Michaś ździviŭsia jašče bolš.

– Jak heta «kudy»? – skazaŭ jon. – Na dzień raždžeńnia da Čapli!

– A ja jaje znaju? – spytaŭsia Doktar.

Michasiok pavarušyŭ mazhoj i vydaŭ:

– Mabyć, što nie.

– Niadobra chadzić na dzień raždžeńnia da nieznajomych ludziej, – skazaŭ Doktar i zamoviŭ jašče dźvie šklanki vina.

– Jana vielmi dobraja dziaŭčyna, – skazaŭ Michaś. – Ty nia dumaj, što jana Čapla i zusim niepryhožaja. Jana cudoŭnaja dziaŭčyna, lepšaja za nas z taboju.

Jon skazaŭ ščyruju praŭdu, jakuju, adnak, imhnienna asprečyŭ Kanfucyj:

– Nia kvapsia, – vymaviŭ jon Doktaravym hołasam i ŭźniaŭ dahary zapeckany harčycaj palec, – i nia dbaj pra drobnyja vyhody. Chto kvapicca, toj nie zachodzić daloka. Chto dbaje pra drobnyja vyhody, toj nie ŭzdymajecca da vieličnych ździajśnieńniaŭ. Šlachietnaja asoba maje vialikija mety, nikčemnaść – da drobnych imkniecca.

Michaś rasčuliŭsia i hołas jahony zatrymcieŭ:

– Jana dobraja. Jana skazała, što my možam nia brać šlub, pokul ja sam hetaha nie zachaču. A ŭzimku ja zhubiŭ rukavicy, dyk jana kupiła mnie novyja.

– Jak heta ŭsio nikčemna, – uzdychnuŭ Doktar. – Nielha tak nikčemna žyć. Ty čytaŭ kali-niebudź Li Bo?

Michaś nie čytaŭ.

Doktar viedaŭ vieršy Li Bo na pamiać i pačaŭ ich deklamavać. Čyrvananosaja bufetčyca, jakaja ničoha nia ciamiła ŭ paezii, vyšturchała ich razam ź Michaśkom nadvor. Na dvare jany sustreli Kapitona.

– Zdaroŭ, Kapiton! – radasna zaroŭ Michaś i palez całavacca. Kapiton byŭ ćviarozy i abradavaŭsia našmat mieniej.

– Advali, kazioł! – skazaŭ jon. – Ja tabie nijaki nie Kapiton.

Nasamreč jon byŭ usio-tki Kapitonam i proźvišča jahonaje było Kapitonaŭ, ale ź dziacinstva chłapčyna čamuści ŭbiŭ sabie ŭ hołaŭ, što ŭsie pavinny klikać jaho Kapitonam. Mianuška Kapiton utvaryłasia jak kampramis pamiž ružovaj maraj i ciomna-brunatnaj realnaściu. Na jaho realnaść kidaŭ cień kožny pieršy-lepšy. Najbolšyja namahańni ŭ hetaj spravie prykładaŭ hałoŭny mastak teatru lalek, dzie Kapiton pracavaŭ dekarataram. Kapiton vyrablaŭ, treba skazać, lalki, adnak usie persanažy, u tym liku i samyja pazytyŭnyja, vychodzili z-pad jaho razca padobnymi da bałotnaj pačvary Baby Jahi. Zaraz u dadatak da słužbovych niepryjemnaściaŭ, niejkaja małaja sikucha naviešała jamu łapšy, paabiacaŭšy pryjści ŭ majsterniu – padzivicca na jaho tvory. Sikucha nie pryjšła, i Kapiton chadziŭ, abviešany łapšoj, zły na lalečny teatar i, uvohule, na lalečny śviet.

– Chadziem z nami na dzień raždžeńnia, – prapanavaŭ jamu Michaś.

– A kir tam budzie? – niedavierliva pierapytaŭ Kapiton.

– Tam budzie mora kiru i kupa babja, – paabiacaŭ Michaś.

– Treba kupić padarunak, – padkazaŭ Doktar.

— Ja padaruju karcinu, – pahadziŭsia Kapiton. Jon, praŭda, nia ŭmieŭ malavać, adnak mienavita tamu ŭparta ličyŭ siabie mastakom-prymityvistam z uchiłam da madernu.

– Ja dumaju, varta było b kvietak, – skazaŭ Doktar.

– Duža ty mudry, – zapiarečyŭ Michaś. Doktar i nasamreč byŭ duža mudry, až brydka. – Jana hladzieć nia moža na kvietki, – rastłumačyŭ Michaś. – Jana ich luta nienavidzić!

– A što ž jana lubić? – pacikaviŭsia Doktar.

– Jana... jana... (Michaś ablizaŭ pieraśmiahłyja vusny, pierš čym aśmielicca na ščyraść) – jana lubić vino!

– Sapraŭdy, – padtaknuŭ Kapiton, – ja sam viedaju prystojnych dziaŭčat, jakija bolš za ŭsio na śviecie lubiać vino. Ich možna abrazić kvietkami abo inšymi jakimi brazhotkami.

Aksana była dobraja dziaŭčyna i nichto nie zachacieŭ jaje abrazić.

 

U hastranomie jany nabyli piać plašak pładova-jahadnaha vina «Łučistoje» ahulnaj jomistaściu kala čatyroch litraŭ, pryčym na apošniuju butelku im niastała dvaccać kapiejek. Hetyja kapiejki znajšlisia ŭ eks-avijatara Lošy, jaki niezaležna špacyravaŭ u areale dasiahalnaści hastranomu, šukajučy niaźviedanych pryhod i ramantyčnych sustreč. Plaški byli akuratna raźmierkavanyja ŭ doktaravym dyplamacie, a eks-avijatar Loša – aki iścinny siabar – pajšoŭ z hramadoj da Čapli na dzień naradžeńnia.

Dzieści na ŭskrainie Leviandziŭki Michasiok zabyŭsia na Čaplin adras. Budynak, u jakim jana žyła, musiŭ być adna- abo dvuchpaviarchovy, z bałkonam ci biez, z harodam ci z sadam, uvachod zboku abo zzadu. Tak vyhladali ci nia ŭsie budynki, tamu nieŭzabavie chłopcy zabryli ŭ les, dzie j vypili ad pieratomlenaści dźvie plaški vina. Eks-avijatar Loša skazaŭ, što słužyŭ u avijacyi i z pryjemnaściu moža ŭsich pakatać na samalocie ŭ Kijeŭ i nazad. Ale spačatku treba było ŭsio-tki pavinšavać Čaplu z dniom narodzinaŭ.

Chłopcy abyšli jašče niekalki vulic i abstukali ŭsie vieśnicy. Čapli nichto nia viedaŭ, a sapraŭdnaje jaje imia vylecieła ź Michaśkovaj hałavy razam ź vialikaj kolkaściu inšaj infarmacyi.

Užo zusim ściamnieła, i siabry viarnulisia ŭ les, dzie napiakli ŭ prysku bulby z čužoha harodu. Daviałosia vypić jašče dźvie plaški, paśla čaho Michasiok skazaŭ, što ŭ Kijeŭ nie palacić, bo baicca. Kapitonu taksama było strašna, i jon skazaŭ, što nie palacić nia tolki ŭ Kijeŭ, ale i naahuł nikudy. Skazaŭ, što navat ź miesca nia zrušycca, bo maje ŭsich u ... słovam, u adnym miescy. Doktar tym časam zalez na dreva.

– Ja prykazyvaju ŭsiem ustać! – skamandavaŭ eks-avijatar Loša, adčuŭšy, što nadychodzić čas dziejničać vielmi rašuča. Jon tut ža rastłumačyŭ ciuchciajam, što zahad jość zahad i chto jamu nie padparadkoŭvajecca, taho treba rasstrelvać.

– A pacałuj ty mianie viedaješ kudy? – adkazaŭ jamu Kapiton, za što atrymaŭ niekalki vyśpiatkaŭ, a kali pasprabavaŭ baranicca, dyk skryvaviŭ sabie vypadkova vusny. Paśla hetaha Michasiok uźniaŭsia sam, a Doktar zvaliŭsia z dreva.

Načalnik Loša pastroiŭ ich u šycht i ź pieśniaj pavioŭ pa levandoŭskich vulicach. Na pieršym skryžavańni jany sutyknulisia ź miascovymi łajdakami i źviedali adčuvalnyja straty pa ŭsim ciele. A najhorš, što apošniaja butelka pładova-jahadnaha vina raźbiłasia ab varožuju hałavu. Zalizvajučy rany, jany pryciahnulisia na niejkaje padvorje i sustreli tam Čaplu. Nichto jaje nie paznaŭ, zatoje jana paznała Michaśka pa hołasie.

Akramia hołasu ad Michaśka amal što ničoha nie zastałosia.

U chacie było łaskavaje śviatło, muzyka, tancy i pryhožyja dziaŭčyny. Heta byŭ maleńki raj, i Doktar, uźbiŭšysia z nahami na miakki fatel, udziačna maliŭsia vialikamu Budzie. Michasiok hladzieŭ adzinym – niezapuchłym – vokam na imianińnicu i płakaŭ ad ščaścia. Kapiton zdymaŭ sa ściany ŭsie upryhožańni, kab było dzie naviesić ułasnyja karciny, jakija jon źbiraŭsia na nastupny dzień prynieści. Eks-avijatar Loša tym časam prahnuŭ kachańnia.

Urešcie Čapla zapytała ŭ Michasia, kaho jon pryvioŭ. Michaś zachacieŭ rastłumačyć, jakija heta cudoŭnyja ludzi, zachacieŭ raspavieści joj pra pierasialeńnie dušaŭ i pra toje, što ŭ nastupnym isnavańni ŭsie – usie prysutnyja ŭ hetym pakoi – zrobiacca kvietkami na adnym vialikim soniečnym łuzie, zrobiacca roznakalarovymi matylami pa-nad saboj – adnak jakraz u hety momant jaho prykra znudziła, i jon zvanitavaŭ praz vakno. Usie ziamnyja niaščaści, usie siły piakielnyja sabralisia ŭ adnym pakoi, kab sapsavać haściam nietryvałaje ščaście. Kapiton skinuŭ z šafy kryštalovuju vazu i, kali łaviŭ jaje, raźbiŭ akvaryjum. Załatyja rybki zatrapiatalisia na kilimie, a vada papłyła sabie da susiedziaŭ. Chtości ź dziaŭčat zavieraščaŭ – sałdat Loša prahnuŭ kachańnia. Los, vidavočna, nie chacieŭ kachańnia. Los sam nia viedaŭ, čaho choča.

Michasiok ź siabrami vylecieŭ z Paradyzu i rajskaja brama zamknułasia za imi na dva zamki, zasaŭku i łancužok.

Na padvorji byŭ stolik, i hieroi vyrašyli adpačyć. Raźvitvajučysia, avijatar Loša prychapiŭ paru-trojku adkarkavanych plašak, a mastak Kapiton vysypaŭ u dyplamat try talerki – z kaŭbasoj, kapustaj i zaliŭnoj rybaj. Pić avijatar Loša ŭžo nia moh, tamu što cicha spoŭz pad stoł i zadramaŭ. Mastak Kapiton, pakłaŭšy sabie hałavu na kaleni, vyŭ manatonnuju j nikomu ŭ śviecie nieviadomuju pieśniu. Doktar stajaŭ pad parkanam na hałavie i praciahvaŭ pierarvanuju medytacyju.

Čystaje nieba pałała zorkami. Michaś piŭ prosta ź plaški, zakinuŭšy vysoka hałavu i ciešyŭsia z pryhažości Suśvietu. Pavietra pachła kvietkami, zory źmianialisia j mirhali. Śviet byŭ cudoŭny j nieabdymny, a čarniła – brydkaje j nikčemnaje. Michasiok hepnuŭ niedapituju plašku ab mur budynku i jana, hłucha boŭknuŭšy, raźlaciełasia na drobnyja drabnicy. Tady jon schapiŭ druhuju, ale na imhnieńnie zavahaŭsia. Byccam raźvitvajučysia, padnios jaje šyjku da rotu i raptam zhledzieŭ u niebie samalot. Samalot lacieŭ zusim nizka, zakryvajučy zorki, i ŭsiaredzinie siadzieŭ Buda. Na im byŭ šlem lotčyka i vializnyja akulary. Buda zaŭvažyŭ Michasia i skazaŭ:

– Medytuješ, Michasiok?

– Tak, o huru, – adkazaŭ Michaś.

– Kantempluješ, Michaś?

– Tak, o huru, – adkazaŭ Michaś.

– Ach, mudak ty, mudak! – skazaŭ Buda i pierš, čym Michasiok paśpieŭ adkazać, – pra štości spytacca, na štości pažalicca, za štości paprasić prabačeńnia, – samalot pahajdaŭ kryłami, nabirajučy vyšyniu, i źnik u kirunku Kijeva.


Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0