Pole 2002

Jak apošnim ekspedycyjnym rankam prybirajucca namioty, na zialonaj łuhavinie zastajucca adno žoŭtyja prastakutniki zbućviełaj pad syntetyčnymi paddonami travy. Hetyja plamy nahadvajuć zaśviečanyja fatazdymki, na jakich napłastavalisia adzin na adzin niespakojnyja sny zadušlivych lipieńkich nočaŭ. Minie hod, i hetyja ananimnyja adznaki našaje prysutnaści źniščyć maładaja trava. Na miescy majoj etnahrafičnaj “chatki” vyprastajucca da kupalskaha sonca kryvaŭnik i śviatajańnik, a moža, i kmien. Mnie, napeŭna, taho nia spraŭdzić: nikoli nie viartaŭsia na chodžanuju darohu. Bo darohi jak reki — nie prajści adnoj i toj ža dva razy. Čarhovaja etnahrafičnaja praktyka skončanaja. Studenty ŭzbudžana hamoniać, pakujuć rečy. Niechta chacieŭ zastacca jašče na tydzień-druhi, niechta śpiašajecca dapiać haradzkich zručnaściaŭ sanitarna-hihijeničnaha dy mas-medyjnaha kštałtu.

Studenty maje, jak trava, — na leta nastupnaje buduć novyja: nivodzin ź ich dvojčy nie adbyŭ sa mnoj ekspedycyi. Što zrobiš — hetkija navučalnyja plany.

Daroha biažyć, ciače vada, viartajucca dadomu studenty, a ja niby zastaŭsia, nie paśpieŭ uskočyć u aŭtobus i, jak prykuty, zamior la zhasłaha vohnišča, što karmiła j hreła nas amal try tydni.

Za kožnym viartańniem viartajusia ja mienš i mienš, bo ŭžo daŭno nia karcić dzialicca etnahrafičnaj ekzotykaj (niama jaje, hetaje ekzotyki), bajać falklornyja bajki na haradzkich łavach, bo za kožnym razam usio bolš rassypaješ samoha siabie pa pylnych darohach Vušaččyny, Rasonščyny, Połaččyny ci Aśviejščyny i patrochu zastaješsia ŭ vačoch stareńkich viaskovych babulek i pamiraješ pakrysie razam ź imi. Hetkaja płata za “kupałki”, “Ciareški” i zamovy. Darma ž ničoha nie byvaje.

Dziesiać hadoŭ tamu, u pieršaj svajoj ekspedycyi, žudasna pierajmaŭsia j pieražyvaŭ, što try dni zapar my nie mahli zapisać anivodnaj pieśni, ani padańnia… Durnyja tady byli. Prychodzili ŭ viosku niby pazyki spahaniać, a treba było “achviaravacca”…

“Achviarujucca” śviatym krynicam, idučy da ich na kaleniach, śviatym kamianiam, niesučy da ich pačostku ci rušnik, “achviarujucca” pieśniam — źbitymi ŭ kroŭ nahami, ščyraj stomaj i niepadrobnaj ščyraściu.

Sioleta vypraviŭsia ŭ ekspedycyju z zapuščanym artrozam i treščynaj tarannaj kostki. Małady chirurh, jaki apiekavaŭsia maim lekavańniem, čamuści byŭ pierakanany, što “achviaravacca” ja mušu va ŭłasnaj kvatery, da žniŭnia trasučy “kaścianoj nahoj” i pałochajučy susiedziaŭ hrukatam mylicaŭ. Ledźvie vymaliŭsia, vyprasiŭsia…

Baba Nadzia słova “artroz” nia viedała, bo ŭsia hetkaja durnota ŭvabirajecca i adprečvajecca zamovaj ad “źvichu”. Jana ŭračysta, tajamničym paŭšeptam pramaŭlała viadomyja tolki joj słovy i ŭkručvała vakoł majoj nahi suvoruju nitku, naviazvajučy na joj 12 vuzielčykaŭ. I ja vieryŭ u jejnuju siłu, jak luby narmalny ŭnuk vieryć svajoj babuli… Praz dva dni ja da samaje ranicy nia moh zasnuć ad kaściałomnaha, niaspynnaha bolu. Zdavałasia, chvaroba, jak niečym mocna spałochanaja, žyŭcom vydzirałasia z nahi, raździrajučy skuru… Praz čatyry dni ja pierastaŭ kulhać, praz tydzień spała puchlina… Značyć, ščyra achviaravaŭsia. Papraŭdzie — značyć, usio.

Studenty, pazbaŭlenyja lekcyjnaj nudoty, nieŭzabavie sami intuityŭna pačali avałodvać tutejšaj adviečnaj etykaj. Babulki, što zachavali vieličnaść i pryhažość kolišnich kryvičanak, načnoje vohnišča, krynica, voziera, jakoje hojdała paŭvyspu z našymi namiotami, by čovien, maładzik, poŭnia i vietach, što napieramienu paśvili zorki, skidajučy samyja niepasłuchmianyja dołu, — usio heta stvarała tonki harmaničny suplot, kaśmičnyja karunki, satkanyja bahami… Dzie ž ty tut budzieš zajmacca paskudztvam?

My chadzili pa svajoj ziamli j słuchali svaje, ale dahetul niačutyja pieśni z tym, kab unočy nie valicca ŭ abłudny son, ale śpiavać, chaj sabie “nia strojačy”, da chrypaty i źniamohi, zakidajučy słovy ananimnych prodkaŭ da samych zoraŭ ci, jak minimum, da Vušačaŭ. My chadzili pa svajoj ziamli… Bahata chto pa joj chodzić. I stary sivieńki boh u zrebnaj kašuli, i niepapraŭny trykster Łapušenka, što imkniecca ŭdavać dobraha Žytnika, ale tolki plažyć i biez taho niščymnyja kałhasnyja paletki. Kožny sam abiraje, jakoj ściahoj jamu iści. Napeŭna, my chadzili šlachami bahoŭ, bo bahata nam dali hetyja darohi. Kamuści dalisia śpievy, kamuści šykoŭnaja padvojnaja svastyka, vysiečanaja na kamiani zvyčajnych viaskovych mohiłak, ci kamiennaja hałava stoda, jakaja pilnavała bałckija kurhany-brukavanki, što niečakana adšukalisia ŭ samym sercy Kryŭi. A moža, usia hetaja daŭnina, chaj sabie i rodnaja, nia mieła b anijakaje mocy, jak nie było b pobač pryhožych zialonych vačej dziaŭčyny, na jakuju ty dahetul nie źviartaŭ uvahi i što, nie raŭnujučy jak baba Nadzia, sčaravała ciabie ŭvadnačaśsie? A moža, i pieśni hučali tolki na toje, kab nitavać vašyja vusny niabačnym dla ŭsich pacałunkam, jaki ŭžo na śvitańni nabyvaje abrysy kranalnaj piaščoty i niepadrobnaj žarści. Ci sprava ŭ maleńkich saramlivych smočkach, što ŭ krochkim ciemryvie lipieńskaje načy padobnyja na čornyja spałochanyja vočy maładzieńkaj, jašče niedaśviedčanaj čaraŭnicy?

Kamu daražejšaja svastyka na kamiani, kamu — vočy kachanaj dziaŭčyny. Radzima dla kožnaha maje sotni abliččaŭ, i niama tut miesca dla zvady. Hałoŭnaje — Radzimu majem, i my tut nie čužyja.

Samotny “kamandziorski” namiot. Chałodny j niaŭtulny. Vybirajusia da vohnišča. Ahoń ledźvie bliskaje. Narešcie ŭsie pasnuli i navat ćvirkuny nie parušać drymotnaha spakoju. Zapalvaju apošniuju cyharetu:

Nočkaju zornaju

Poŭnia hulajecca

Z adbitkam ułasnym

U ciomnaj vadzie…

Uładzimier Łobač


Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0