Džon Kienedzi z žonkaj Žaklin, Dałas, 22.11.1963. Za imhnieńni da strełu.

Džon Kienedzi z žonkaj Žaklin, Dałas, 22.11.1963. Za imhnieńni da strełu.

Li Charvi Osvald z žonkaj Marynaj u Minsku, pačatak 1960-ch

Li Charvi Osvald z žonkaj Marynaj u Minsku, pačatak 1960-ch

Kiraŭnik SSSR Mikita Chruščoŭ (sprava). 1963 h.

Kiraŭnik SSSR Mikita Chruščoŭ (sprava). 1963 h.

...Užo i nie pamiataju, jaki to byŭ dzień, kali, skončyŭšy zaniatki, ja vyrašyŭ naviedać siabra, što pracavaŭ nastaŭnikam u miastečku V. Nie davaŭ spakoju niečakany zvanok ad Soni, jahonaj kabiety, taksama nastaŭnicy.
«Pryjedź, — u dryhotkim hołasie čułasia zaniepakojenaść, — z Arnoldam niešta nie toje...»

Jechać nie vypadała — ni aŭtobusa, ni tak zvanaha hruzavoha taksi na toj čas užo nie čakałasia. Pajšoŭ pieššu. Što dla maładych noh 7 kiłamietraŭ pa jašče ćviordym, troški prychoplenym listapadaŭskim marozikam, prasiołku?! Ale išoŭ až da nočy, jakaja abrynułasia raptam urahannym vietram z daždžom i śnieham.

Da Arnoldavaj chaty na ŭskrajku miastečka dajšoŭ, ledź chavajučysia za kaŭnier płaščyku, u poŭnaj ciemry.

«Niama, niama tvajho Arnolda, syšoŭ niekudy», — staraja Tekla, trymajučy ŭ adnoj ruce hazavuju lampu, druhoj z usioj mocy namahałasia začynić pierad nosam dźviery.
«Dy ja pačakaju». —«Čakaj, kali dačakaješ...» — «Lampu daście?» — «A hazy prynios?» Braznuŭšy zavałaj, staraja začyniła za mnoj dźviery i pajšła na svaju pałovu chaty, marmyčučy niešta złosnaje pra deficyt hazy...

Chatu staroj Tekli, ci nie najvialikšuju ŭ miastečku — z dvuch prastornych pakojaŭ, padzielenych hetkaj ža prastornaj kuchniaj, z vysokim haryščam pad žaleznym dacham, — zbudavali joj dva syny, što čas ad času najazdžali z Polščy. Adzin pakoj jana zdała Arnoldu. Ale adnosiny ź joj nie załadzilisia, chacia dapamahaŭ babulcy jak moh: piłavaŭ drovy, nasiŭ ź miastečka pradukty, pryvoziŭ ź Minska bałharskija cyharety, bo staraja smaliła, a nijakich cyharet, uvohule anijakaha tytuniovaha tavaru navat u rajcentry nie było. Usio zusim sapsavałasia paśla taho, jak Arnold prynios z kramy słaniečnikavaha aleju. «Ci ž heta alej?! — tresła patelniu staraja Tekla. — Voś pry Polščy byŭ alej dyk alej, nie toje, što za tvaimi Savietami...» I toje praŭda: zamiest pyrskańnia pad bulbianymi aładkami alej u momant źnikaŭ z patelni by vada...

...Arnolda ŭsio nie było. Musić, u Soni, vyrašyŭ ja. Nie raspranajučysia, pryloh na šyroki draŭlany łožak, padsunuŭšy pad ščaku źledzianiełuju padušku. Trochi ŭhreŭsia, ale nie spałosia. Dźmuŭ praz šyby listapadaŭski viecier, lapiłasia na vokny čornaje liście, hrukacieła žaleza na dachu, skrebłasia pa im aholenaje hallo staroj biarozy.

Raptam niešta bliskanuła ŭ ciemry, i ja zaŭvažyŭ na padakońni «Śpidołu»....

Jakaja ž heta asałoda — volna, sam­-nasam z usioj płanietaj, błukać unačy pa chvalach suśvietnaha efiru! Praz treskańnie, abryŭki niezrazumiełych słoŭ i dalokich miełodyj praryvacca da niečaha nieviadomaha, navat zabaronienaha... Voś... voś... «Hołas Amieryki»... Kienedzi... Dałas... zamach...paranieny... zabity... kubincy... Osvald...

Jaki Osvald? Ci nie toj čarniavy chłopiec, što ścipła tuliŭsia da śvietłavałosaj dziaŭčyny na adnoj studenckaj pahulancy ŭ staroj chatcy la Bietonnaha mosta?
«Znajomciesia, — pradstaviła chłopca haspadynia, — amierykaniec...» Tak, haspadynia pracavała na «Haryzoncie», i chłopiec byŭ adtul...

Mianie achapiŭ niazvykły, až da dryžykaŭ, žach. Čamu? Za što? Niaŭžo kubincy? I pryčym tut Osvald? Zhadaŭsia Rykarda, ź pieršych kubincaŭ u BDU. Nie paśpieli my padčas znajomstva pacisnuć ruki, jak jon pračarciŭ u pavietry vialikuju duhu: «Mikita.. Rakieta... Amieryka... Bum!», — tycnuŭ palcam u dałoń. I viesieła, jak zdolny tolki kubincy, zarahataŭ.

...Bližej da ranicy žach źmianiŭsia niejkaj asablivaj čałaviečaj blizkaściu, jakaja nasamreč zaviecca žalem. Taki małady, taki pryhožy! Zdavałasia, ŭvieś śviet zajzdrościŭ Amierycy...

U pryciemkach zhadvaŭsia za voknami pieršy śnieh. Pacichu, kab nie pabudzić staruju, ja adčyniŭ dźviery i pajšoŭ, ślizhajučy, da Soni šukać Arnolda i paviedamlać ašałamlalnuju navinu.

«A Arnold źjechaŭ... — Sonia zachinuła chałat. — U Minsk, apošnim aŭtobusam» — «Kienedzi zabili...»
— «Jak...zabili? Chto? Za što?» — «Kažuć, što kubincy. Za toje, što prymusiŭ Chruščova źvieźci z Kuby rakiety... Słuchaj, dyk a što z Arnoldam?» — «Nie viedaju. Ale staŭsia taki maŭklivy. Nočču hladžu — śviatło ŭ nastaŭnickaj. U škole anikoha, a tam śviatło. Dumała, niechta pakinuŭ. Pajšła zahasić, a tam Arnold. Źniervavaŭsia čahości, ty pačakaj, havoryć, a sam niekudy źnik. Potym viarnuŭsia i skazaŭ, kab išła dadomu, bo tut jość elektryčnaść, i jon choča papracavać. A potym prybieh i skazaŭ, što terminova treba jechać u Minsk... Słuchaj, tam čamuści ružžo valajecca, ty b zajšoŭ u nastaŭnickuju, prychavaŭ... niešta ja ź im narabiła...»
Drobnakalibierka lažała na paciortaj skuranoj kanapie z začynienym zatvoram. Na padłozie, u ščylinie, pabliskvaŭ patron.

Viarnuŭšysia ź Minska, Arnold zastaŭsia ŭ Soni. A ŭ mai jany ažanilisia. Usio viasielle rahatała, kali Sonia raskazvała, jak zamianiła słaniečnikavy alej harbataj, i staraja Tekla ci nie ź miesiac smažyła na joj Arnoldu bulbianyja aładki.

...Arnold zrabiŭ dobruju navukovuju karjeru. Adnojčy, kali adznačali jahony čarhovy jubilej, jon u dobrym padpitku vyrašyŭ raspavieści mnie pra toj vypadak. «Boh vyratavaŭ... Kali b nie asiečka...»

«Kali b nie Sonia», — chacieŭ skazać ja. Ale padumaŭ: moža, i Boh.

* * *

Karybski kryzis skončyŭsia 20 listapada 1962. Suśvietnaja jadziernaja vajna dała asiečku.Džon Kienedzi byŭ zabity 22 listapada 1963, u noč na 23¬ha pa maskoŭskim časie.

Mienavita ad toj nočy skončyłasia maja asabistaja «chałodnaja vajna» z Amierykaj. Vierahodna, što nie tolki maja.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?