Vasil Bykaŭ

Na bałotnaj ściažynie

apaviadańnie

 

Vyjšaŭšy na padvorak, jana ŭsłuchałasia…

Zrešty, usłuchoŭvałasia jana zaŭždy, što b ni rabiła ŭ chacie ci na harodzie, ci moŭčki stojačy biaz spravy ŭ siencach — musić, jak i ŭsie ciapier u hetaj prylesnaj vioscy, jakaja ściałasia, staiłasia na noč, hatovaja da ŭsiaho — tryvohi, niaščaścia, biady. Bo čaho ž jašče možna čakać hetkaj paroj navat u lesavym miescy?

Jana słuchała i ŭhladałasia ŭ noč, jakaja ŭžo ablehła na ŭbohija, sčarniełyja ad staraści chaty, płaty i chleŭčuki, drevy na panadvorkach, abapał doŭhaj viaskovaj vulicy z paradziełym vosieńskim hollem. Žančyna była spakojnaja, navokał cicha — ni kryku, ni płaču. Adno — na šašejcy ŭ tym kancy vioski hłucha prahrukatali pa bruku zapoźnienyja kalosy — musić, padvody ź miastečka. Sabaki tut daŭno nie brachali, ich pastralali partyzany, dla jakich sabaka pa načy — horšy vorah za palicaja. Ludziej u niekali šmatludnaj prydarožnaj vioscy mocna pamienšała, šmat kaho z maładych letaś zmabilizavali ŭ palicyju, druhija padalisia ŭ partyzany, zastalisia adny baby ź dziatvoj. Dzievak taksama mienieła — uciakali ŭ les, u miastečki, pa mabilizacyi na pracu ŭ Niamieččynu — aby dalej ad hetaje vajskovaje kałatniečy, ad jakoj nikomu i nidzie nia stała spakoju. Žančyna ŭžo była pamknułasia da hanku, jak z vulicy na padvorak šasnuŭ ścišany cień, i pačuŭsia zadychany šept:

— Nastaŭnica, rodnieńkaja, ja ž da vas biahu… Heta ž jany tam, u Markovinych. Užo pryjšli...

— Chto?

Vidavočna sumieŭšysia, jana prypyniłasia, namahajučysia praz sutońnie padvorku lepš razhledzieć zachožuju. A taja praciahvała ŭzrušana hamanić:

— Nu henyja, ź lesu. Pra most pytajucca…

— Chadzi ŭ chatu...

Jany ŭzyšli na hanak, ale ŭ chatu nie padalisia, spynilisia pry dźviarach, u ciomnych siencach.

— Pryjduć, a ja ž siońnia dziažurnaja… Maja ž čarha pilnavać siońnia, — uschvalavana pramoviła hościa i cicha zapłakała.

— Ładna, nia płač, Alena…— skazała nastaŭnica i zmoŭkła, nia viedajučy, što jašče skazać.

Čym suciešyć žančynu, kali jaje čarha siońnia pilnavać toj praklaty mastok praz buzianuju račułku, jakuju ŭ inšym miescy nie pierajedzieš. Što ni kažy, musić, vyhodny dla dyversijaŭ abjekt, vo partyzany i navažylisia.

Trochi papłakaŭšy, Alena ścichła — jana čakała adkazu. Ale što joj adkazać, nastaŭnica nia viedała.

Jana daŭno ŭžo pierastała razumieć, jak i što naležyć rabić u hetkich biezvychodnych sytuacyjach, jakich nabiahała štodnia, a to i štonočy. Najpierš, jaki paratunak znajści dla hetych niaščasnych ludziej, dziaciej dy žanok, dyj jak samoj uratavacca sa svaim vaśmihadovym Uładzikam? Ci nia ŭsiu radzinu jana ŭžo pahublała-straciła, zastaŭsia tolki synok. Hod tamu jana spadziavałasia pierasiedzieć tut lichi čas, pierachavacca ź śviekryvioj — staroj chvoraj babulaj, jakaja ŭžo nie vypaŭzała i na padvorak. Śpiarša tut było cicha, spakojna, palicyja źjaŭlałasia redka, a starasta byŭ čałaviek niazły i staviŭsia da jaje zyčliva. Ale heta doŭžyłasia chiba da viasny, a paśla i tut nia stała spakoju. Toje, što śpiarša zdavałasia apiryščam biaśpieki — les, jaki blizka padstupaŭ da vioski, roŭ dy pieraleski, navat vialiki łuh-popłaŭ z druhoha boku, — stała pryčynaju strachu i niebiaśpieki. Pieršaja biada pryjšła praz mastok cieraz buzianuju račułku — niechucavaje darožnaje zbudavańnie sa struchlełaha dreva, cieraź jakoje jeździli ŭ miastečka furmanki, a časam i aŭtamabili. Adnojčy ŭranku, vyhaniajučy na pašu karoŭ, viaskoŭcy ŭbačyli, što mastok razabrany, biarvieńnie paraskidanaje, prajechać pa šašy da miastečka niemahčyma. Apoŭdni z taho boku padjechali až try mašyny z palicejskimi, i pad viečar mastok byŭ składzieny, stała možna jechać. Ale hałoŭny palicyjant skazaŭ, što heta na pieršy i apošni raz. Kali tut jašče zdarycca takoje, chaj padlesaŭcy kryŭdziacca na siabie — im mała nia budzie. Pad vosień niemcy arhanizavali achovu masta, pryznačyli troch mužykoŭ ź viaskovych i dali navat vintoŭku. Ale vintoŭku, kazali, chtoś chutka skraŭ, a mužyki, bajučysia kary, źnikli ŭ lesie. Tady pilnavać most zahadali ŭsim pa čarzie. Z kožnaj siamji, jak u radoŭku na pastu, vyłučać na noč vartaŭnika, peŭna, kab było na kaho pakłaści vinu. Na kahoś adnaho. Inačaj — adkazvać usim. A jaki adkaz u vajnu, usie ŭžo viedali.

Nastaŭnica ŭ siencach maŭčała, słuchajučy i nia słuchajučy harotnyja słovy susiedki, jakaja praź ślozy raptam zaprasiłasia:

— Moža b vy padziažuryli za mianie, miłaja? Ja ž tak bajusia. A vy, moža b, ich uhavaryli, vas ža jany pasłuchalisia b, — pačała ŭprošvać Alena. — Usio ž vy nastaŭnica, tyja pavinny pasłuchacca…

— Była nastaŭnica! — nie strymaŭšysia, złasnavata adkazała jana, raptam adčuŭšy prykraść ad biescyrymonnaje prośby susiedki.

Viadoma, stanovišča ŭ toj niezajzdrosnaje, ale ž jak jana moža ŭziać na siabie jaje adkaznaść? Dy j chto naahuł moža jaje ŭziać, kamu nia chočacca žyć?

— Ładna, — skazała jana, kab spynić razmovu. — Ty idzi.

— Ale ž ja bajusia. Mianie ž zabjuć…

— Chto?

— Nu hetyja — parcizany. Ci zaŭtra — niemcy. Kali ŭzarvuć.

Heta ŭžo peŭna, padumała nastaŭnica, mohuć i rasstralać, i paviesić. Ci nia lepiej joj siońnia zusim nie chadzić na šašejku, niejak admovicca. Ale tady pryznačać kaho inšaha, a tut va ŭsich staryja dy dzieci, — taksama nia vyjście. Niavykrutka poŭnaja.

— Ja ž vam maślička pryniasu, — liśliva ŭhavorvała Alena. — U mamy ž jašče karoŭka jość…

— Što ty kažaš — jakoje maślička! Tut hałava ŭ kustach moža apynucca, a ty — maślička! — zazłavała jana, dajučy tym znać, što bolej razmaŭlać nia budzie.

Ale, jak Alena zapłakała znoŭ, moviła:

— Ładna, idzi i supakojsia. Płačam nie dapamožaš.

— Dyk vy pasłuchajeciesia? — z apošniaj nadziejaj spytałasia Alena ŭžo z parohu.

Nastaŭnica nie adkazała.

Kali žančyna syšła z padvorku, jana jašče pastajała la parohu, dumajučy, što ž urešcie zrabić? Až rasčynilisia dźviery chaty, i pačuŭsia hołas Uładzika.

— Mama, a chto to prychodziŭ?

— Dy heta ciotka Alena… Ty śpi, synok, usio dobra…

Jana kazała toje spakojna, ale čułaja chłapiečaja duša, musić, ściamiła, što nia ŭsio dobra ŭ maci, i syn jašče pastajaŭ na parozie, pakul jana nie ŭvajšła ź im u chatu. U łožku papraviła na im kažušok, padatknuła bierahi pad plečy. “Śpi, synku”, — skazała zusim užo supakojena, a sama padumała: niaščasny mały synok, biazbaćkavič ź piaci hod, jak jamu pieraraści hety čas?

— A ja dumaŭ, to parcizany, — zasynajučy, rasčaravana pramoviŭ Uładzik.

— A navošta tabie parcizany? — trochi ździviłasia maci.

— A kab niemcaŭ vajavać.

— Šče navajuješsia, — chałodna skazała jana. — Vajny na ŭsich chopić…

Musić, mały ŭsio ž zasnuŭ, rasčaravany, što nie spatkaŭ partyzanaŭ, a jana siadzieła na ŭsłončyku, dumała. U zapieččy, čuvać było, nia spała, jak zaŭždy, suchotna kchiekała śviakroŭ, jakaja amal užo ni z kim nie razmaŭlała — zaciałasia ŭ svaje pieražyvanki, svajo minułaje, jakoje ŭ jaje — nia daj Boh nikomu. Z koliś vialikaha sialanskaha rodu, na staraści hod zastałasia apošniaj — usie jaje siamiejniki i radnia paprapadali — u tuju vajnu, revalucyju, paśla jaje, padčas klasavaj baraćby i kalektyvizacyi. Byŭ ci nie apošniaj jejnaj nadziejaj i aporaj u staraści małodšy syn Apanas — nastaŭnik, baćka Ŭładzika, dyj taho nia stała piać hod tamu. Ciapier u jaje tolki ŭnuk Uładzia, jakoha niama čym karmić, bo karoŭku ž źviali — u les partyzanam na charč. A jak małomu na pośnicy, biez małaka?

Nastaŭnica imknułasia nia dumać pra Alenu, dy marna. Kłopat i płač taje žančyny niejak padśviadoma zasieŭ u joj i nie davaŭ adčapicca ad jaho. Jana ŭžo nie mahła lehčy spać, siadzieła, zakłapočanaja, niby skamianieŭšy. Nu što rabić? Škada i Aleny ź jaje dziećmi, škada Ŭładzika, urešcie, škada siabie taksama. Nu što heta za dola takaja, čamu, by suchoty ci rak, niesupynna točyć jana dušu, ni na hod, ni na miesiac, ni na tydzień nie dajučy spačynu.

Čort by ich uziaŭ, hetych partyzanaŭ, pačała złosna dumać nastaŭnica, čaho jany pryčapilisia da taho mastka? Ci im mała jakich inšych mastoŭ, vialikich, na šašy, dzie ŭdzień i ŭnačy jeździać mašyny, voziać vojska. Što im hety ichny balšak, pa jakim kali za dzień prajedzie jakich paru mašynaŭ u miastečka ci kudy dalej. Zbolšaha jeździać miascovyja — voziać na kirmaš bulbu, drovy ź lesu ci pa jakoj inšaj spravie ŭ miastečka i nazad. Ci ŭ partyzanaŭ vialiki stratehičny raźlik, pra jaki nia moža ściamić tutejšaja žančyna, jakaja adno — pavinna kałacicca ad strachu i adkazvać. Jana i sama natryvałasia strachu, kali na tym tydni adbyvała svaju čarhu la masta, akaleła, napałochałasia, ledźvie datryvała da ranku. Ale joj pašenciła, u jaje radoŭku nichto pa toj most nie pryjšoŭ, a voś ciapier moža być horš. Nie pašancavała Alenie… Dyj što jana zrobić, kali tyja pryjduć? Chiba budzie kryčać? Ale na kryk pa ciapierašnim časie jość prosty srodak — vintoŭka. A nazaŭtra pryjedzie palicyja, niemcy z harnizonu, pabiaruć zakładnikaŭ dy jašče paviesiać, jak u Załužžy — siem čałaviek za telefonnuju liniju, jakuju śpiłavali zusim nie załužanie, a, kazali, malcy z susiedniaje vioski Huzy. Musić, ciapier nia toj čas, kab raźbiracca, bjuć voś tak, biez razboru, dziela strachu, jaki vaładaryć usimi — partyzanami i niemcami. Vo ŭ čym sprava.

Jana jašče nie zrazumieła, što zrobić, ale ŭžo peŭnaja patreba zavałodała joju. Nieadčepnaja, by karosta, jana vymahała ad jaje jakichści dziejańniaŭ, i nastaŭnica padniałasia z zedlika. Uładzia nie pračnuŭsia, i jana nia stała turbavać jaho, — jak była, biez vatoŭki, u čaravikach na bosuju nahu, vyjšła na panadvorak.

Mabyć, vioska ŭžo zasnuła, nidzie nia čułasia ni huku, nivodnaha ahieńčyka ŭ aknie. Moža, i nia ŭsie jašče spali, ale peŭna ŭsie zacichli, stailisia znoŭ ža ad strachu, kab nichto nie pryčapiŭsia, nie zavitaŭ, nie zabrazhaŭ u šybinu. Bo i nočču zachožych chapała, nia mienš, čym udzień, a to navat i bolej. Ź nizkaha nieba sypaŭ drobny doždžyk-imžyčka, ale viecier byŭ nievialiki i nia duža ściudziony. Vyjšaŭšy z padvorku, nastaŭnica prypyniłasia: dalej možna było iści pa hrazkaj vulicy, ale jana zaviarnuła praz płot na asielicu i skiravała ściežkaj. Markoviny žyli na krai vioski, pad lesam, la mohiłak. To byli dźvie maładyja dzieŭki — adna ŭžo z małym, nieviadoma ad kaho narodžanym u vajnu, druhaja taksama niezamužniaja, chvoraja na hałavu. Mabyć, partyzany da ich zabrydali nia pieršy raz, nastaŭnica ŭžo čuła pra ich babskija plotki, choć i nia nadta cikaviłasia imi. Pacichu bliziačysia z harodu da ichniaje chaty, jana ŭsio ŭsłuchoŭvałasia — nie, adtul nie danosiłasia nijakaha huku, nie vidać było i śviatła ŭ aknie. Moža, hetaja Alena što nie dačuła, a Markoviny daŭno sabie śpiać? Ci jana spaźniłasia, partyzany ŭžo pajšli na šašu. Što tady joj rabić?

Jašče bližej padyšoŭšy da čornaha kuta chaty, jana ŭsio ž zhledzieła ćmianuju pasmačku śviatła ŭ zaviešanym aknie — značyć, siostry nia śpiać. Ale było cicha. Tady jana pačała prabiracca paŭz hrazki dvor da siencaŭ, dy chutka až skałanułasia ad blizkaha hrubaha vokryku:

— Stoj! Kudy?

— Dy — siudy, — razhubiłasia nastaŭnica, užo ściamiŭšy, chto jaje prypyniŭ.

U ciemry niašmat što možna było ŭbačyć, ale postać voddal była prykmietnaj na fonie ledź śvietłavataha nieba. Padobna, to byŭ chłopiec ci małady mužčyna ŭ kiepcy z daŭhim kazyrkom.

— Ja da Niury, — usio jašče razhublena moviła nastaŭnica.

— Nijakaj tabie Niury! — skazała postać tonkim chłapiečym hołasam. — Ruki ŭhoru!

Z marudnaj niaŭkludnaściu jana padniała abiedźvie ruki, a chłopiec, apuściŭšy vintoŭku, pastukaŭ u šybinu. Zanavieska znutry adchinułasia — za škłom źjaviŭsia šyroki mužčynski tvar pad ssunutym na łob kartuzom.

— Što tam?

— Dy vo — da Niurki.

— Chto?

— Baba niejkaja.

— Uvohule mnie da vas treba, — raptam asłabiełym hołasam zaznačyła nastaŭnica.

Zanavieska zachinułasia, ale nieŭzabavie stuknuli dźviery, i ź ciemradzi siencaŭ pačułasia:

— Adna?

— Adna, — skazaŭ vartavy.

— Davaj jaje siudy.

Na dryhotkich nahach jana ŭvajšła ŭ siency, dalej adčynilisia dźviery ŭ chatu, ź jakoj husta šybanuŭ tytuniovy duch napałam z samahonnaj harkotaj, jakoha tak nie lubiła nastaŭnica. Na stale siarod misak z ahurkami i kavałkami sała hareła na pierakulenym słoiku kviełaja haźnička. U jaje milhotkim śviatle vidać byli spatniełyja, abrosłyja mužčynskija tvary — peŭna ž, maładych i nia nadta partyzanaŭ — nieraspranutych, u ramianiach i dziahach, sa zbrojaj u rukach i za plačyma. Usie, raptam zmoŭkšy, z paŭzmroku zastolla, z kuta i łavak kala akna ŭtaropilisia ŭ jaje — niečakanuju načnuju hościu.

— Čaho pryjšła? — papytaŭsia adzin, z vyhladu davoli stały mužčyna, što ŭ vajskovym šyneli i furažcy ablahaŭsia za stałom nasuproć.

Kapciuška aśviatlała źnizu jahony čarnavusy, daŭnavata nia holeny tvar, šarścistaje padbarodździe. Vačej nie było vidać, ale hołas nia zdaŭsia joj strohim, jana navat učuła ŭ im cikavaść i z natužnaj badzioraściu moviła:

— Ja kab pahavaryć. Z vami…

— Ty chto — ździešniaja?

— Ździešniaja, — skazała jana.

— Niurka, a Niurka! — huknuŭ partyzan da zapiečča. — A nu pahladzi. Kaža, zd́ziešniaja?

Adniekul z-za paściłki, jakoju było zaviešana zapiečča, vyhlanuŭ zaspany ci pjany tvar znajomaj joj Niurki.

— Dy ździešniaja, — ź niečakanaj prykraściu skazała Niurka. — Nastaŭnica…

— Nastaŭnica, značyć, — z rozdumam moviŭ partyzan. — I čaho ty šastaješ nočču? Nočču chadzić zapraščajecca — zahad kamiandanta rajonu. Tabie iźviesna?

Heta ŭžo byŭ pavarot hutarki ŭ niepažadany dla jaje bok, i jana navat sumiełasia: a ci partyzany heta? Moža, palicyja? Ale niešta ŭ joj i zaŭparciłasia ad taho ich načalnickaha tonu ŭ hutarcy, jakaja rabiłasia padobnaj da dopytu.

— Mnie iźviesna. Ale ž i vam, mabyć, iźviesna?

— A my chier kłali na ichnyja zahady. My — parcizany! Tabie jasna? — rašuča abviaściŭ čałaviek i ź niezrazumiełaj asałaviełaściu ŭhledzieŭsia ŭ jaje.

I jana padumała tady, što jany dobra ŭžo ŭpilisia i naŭrad ci jana čaho daprosicca ŭ ich. Kab jak najchutčej davieści da ich toje, pa što jana išła, nastaŭnica pačała adrazu:

— Skazali, vy most chočacie ŭzarvać…

Usie za stałom na momant źnieruchomieli. Hałoŭny ŭ furažcy zapytalna-tryvožna pahladzieŭ na bialavaha, intelihientnaha z vyhladu susieda ŭ niamieckim, z mnostvam huzikaŭ kicieli, jaki žavaŭ ahurok poruč. Toj pašukaŭ pozirkam jašče kahoś za stałom i, mabyć, nie znajšoŭšy, zapytaŭsia ŭ jaje.

— Chto skazaŭ?

— Nu, ludzi skazali. Za toj ža most usia vioska adkazvaje, vy ž, mabyć, viedajecie? Vuń i Niurka chaj skaža.

— Ja ničoha nia viedaju, ničoha nia čuła, — daniesłasia z zapiečča.

— A my ni ŭ kaho pytacca nia budziem, — nadta ćviardym, basavitym hołasam skazaŭ toj, u furažcy. — Ale čamu ty prybiehła? Sačyć? Most zaščyščać?

— Ja — nie za most, ja — za ludziej. Ludziej ža pabjuć...

Partyzan adkinuŭsia ad stała, raspraviŭ pad rasšpilenym šynełkam niavuzkija hrudzi.

— Hladzi, jakaja žałaślivaja. Ludziej stała žałka! A nam što — nia žałka? My što — nie za ludziej kroŭ pralivajem? Nie za savieckuju ŭłaść? Ci ty suproć savieckaj ułaści?

— Ja nie suproć, — nie adrazu skazała jana, namahajučysia štoś zrazumieć u błytaninie jahonych dumak.

Jana ŭžo pačała adčuvać, što, mabyć, prybiehła darma, naŭrad ci hetyja zrazumiejuć jejny kłopat.

Hety ŭ furažcy, pad kazyrkom jakoj bliskała čyrvonaja zorka, mabyć, sapraŭdy byŭ tut hałoŭny, ci nie z akružencaŭ. Abo prysłany z Balšoj ziamli, jak jany časam kazali. Va ŭsiakim razie jana adčuła, što dobraha ad jaho čakać nie vypadaje. Ale tvar bialavaha, maładziejšaha z vyhladu jaho susieda, zdaŭsia joj navat znajomym, tolki jana nie mahła zhadać, dzie bačyła jaho. Mabyć da vajny niedzie. Moža ŭ miastečku.

— Ja viedaju jaje, — raptam cicha moviŭ bialavy da hałoŭnaha. — Heta nastaŭnica, da vajny pracavała ŭ miastečku.

— Tym lepš, dałžna być saznacielnaj. I nam pasabić. A nie zaščyščać niemcaŭ.

Hetkaha pavarotu hutarki jana nie čakała.

— Ja nie zaščyščaju niemcaŭ. Ale padumajcie pra ludziej, — pačynajučy nervavacca, skazała jana.

— Jakich ludziej?

U vačoch partyzana zahareŭsia pahroźlivy ahoń, čałaviek čakaŭ, i jana, nie strymaŭšysia, taksama skazała z vyklikam:

— Tutejšych. Našych dzieraviencaŭ. Z hetaje vioski. Bab dy dziaciej. Padumajcie, što ich čakaje. Paśla, jak vy ŭzarviecie.

Musić, nia tak jaje słovy, jak nervovy impet zrabili svajo ŭražańnie. Usie partyzany razam zmoŭkli. Hałoŭny razdumna ŭtaropiŭsia ŭ stoł, niaŭciamna pierabirajučy toŭstymi palcami ščarbaty videlec. Jon jaŭna z natuhaj štości vyrašaŭ.

— Nu vo, — urešcie niejak supakojena moviŭ. — Apieracyja zryvajecca.

— Kali ŭžo baby pra ŭsio viedajuć, — pahadziŭsia chtości z zastolla.

— Tady i ŭ palicyi moža viedajuć? — vyračyŭ na jaje vočy hałoŭny.

— Peŭna ž viedajuć, — padkazaŭ chtoś zboku maładym tonkim hołasam.— Nie ŭpiarvoj: što ŭ Padleśsi robicca, adrazu ŭ miastečku viadoma, u palicyi taksama.

Hałoŭny padniaŭ na jaje ciažki zakłapočany pozirk.

— Heta praŭda?

— Nia viedaju. Ja z palicyjaj spravy nia maju.

— Nia maješ?

— Nia maju, — ćviorda adkazała jana, užo viedajučy peŭna, što darma prybiehła siudy.

Duža navat daremna…

— A z kim maješ? Moža z partyzanami maješ?

Pierš čym adkazać, jana trochi padumała.

— Nia prahnu mieć i z partyzanami. Ja sama pa sabie.

Za stałom znoŭ niadobra prycichli, paśla jaje bialavy znajomiec trochi nachiliŭsia da susieda i štoś šapnuŭ da jaho.

— Nu, zrazumieła, — skazaŭ toj i z hučnaj rašučaściu lapnuŭ dałanioj pa stale. — A z hetaj chaj Aroł raźbirajecca.

Jon skazaŭ pra toje, jak pra spravu, kančatkova vyrašanuju, ale za stałom i ŭ kucie pad abrazami nichto asabliva nie zavarušyŭsia — mabyć, usie čakali, što budzie dalej. Słovy partyzanskaha kamandzira, adnak, nie adrazu, byccam zapavolena dachodzili da jaje śviadomaści. Jana ŭsio nie mahła daŭmiecca, što joj rabić? Ci jany adpuščajuć jaje, ci nie? Ale što aperacyja admianiajecca, joj spadabałasia. Na jaki čas tolki? Ci, moža, jany toje znarok, dziela maskiroŭki. Ci papraŭdzie?

Ale što jany zrobiać ź joj?

Zbliziŭšy nad stałom hałovy, jany ŭtroch ci ŭčatyroch trochi parailisia. Bialavy ź miakkimi, rassypanymi na hałavie vałasami štoś zapiarečyŭ, ale nia mocna. Pačułasia, jak hałoŭny vyłajaŭsia, chtości zahadkava moviŭ: “Nia tut i nia zaraz”, i jany chutka parazumielisia. Pačali vyłazić z-za stała, pabrali ŭ ruki niejkaje majno, zbroju.

— A Niurku? — papytaŭ chtości, kali jany ŭsie zatupali pa padłozie, źbirajučysia da parohu.

Hałoŭny kinuŭ z namiokam:

— Niurku ŭžo ty sam…

Jana mała što zrazumieła ź ich ćmianych słovaŭ i dumała tolki, jak joj adsiul vybavicca. Ź ich niejkim Arłom joj zusim nie chaciełasia spatykacca, i jana navat padumała, što toje jaje nia tyčycca. Ale, musić, tyčyłasia.

— Nu, marš! — niahučna skamandavaŭ joj adzin partyzan — vysoki i pierachlabisty, ź niejkim chvaravita-biełym navat u chatnim paŭzmroku tvaram. — Na vychad!

Astatnija partyzany, jakich tut nabrałasia čałaviek vosiem, nietaropka, adzin za adnym skiravali ŭ dźviery; jana sa svaim kanvairam musili vychodzić apošnimi. Ale kudy? Ci nie stralać jany jaje ŭdumali? Dyk što ž joj rabić? Kryčać? “Niurka, — huknuła jana z parohu. — Skažycie im…”

— Ničoha nia viedaju, ničoha nia čuła, — pačułasia z zapiečča. Padobna, Niurka kančatkova zdurnieła ci była duža pjanaja. Bolej za jaje zastupicca tut nie było kamu.

Ale na padvorku jaje jašče nie stralali, razam za ŭsimi paviali na vakolicu, da mohiłak. Partyzany, choć i byli napadpitku, porstka kročyli ŭpociemku. Uprytyk za joj ź vintoŭkaju na plačy išoŭ toj, pierachlabisty, biełatvary. Užo kala samych mohiłak jana raptam i z usioj vyraznaściu ściamiła, što ź joj adbyvajecca, i prypyniłasia.

— Što? — adrazu ž spyniŭsia i jaje kanvair.

— Ja nikudy nie pajdu. U mianie doma dzicia i maci…

— Jana nie idzie, — cicha, ale vyrazna huknuŭ kamuś kanvair.

— Što značyć — nie idzie? Nia viedaješ, što zrabić, kali nia jdzie? — hłuchavata daniesłasia z vohłaha imhlistaha paŭzmroku.

— Čuła? — pierapytaŭ jaje kanvair i źniaŭ z ramiania vintoŭku.

Jana zrazumieła — hetyja nie žartujuć, i viała paplałasia znajomaj piaščanaj darožkaj.

— Šyraj šah! — padahnaŭ kanvair i dadaŭ čamuś pa-niamiecku: — Šnel, šnel — paniała?

Nu što joj było rabić — uparcicca, nia jści, dyk, mabyć, sapraŭdy jon by jaje prystreliŭ i z palohkaj dahnaŭ by astatnich. Jana adčuvała toje, ale rozumam nie mahła spaścihnuć — jak ža tak? To ž svaje, nia niemcy i navat nie palicai, havorać amal pa-našamu ci trochi pa-rasiejsku. A adzin navat paznaŭ jaje. Niaŭžo zabjuć jaje? I zavošta? Što kiepskaje jana im zrabiła? Zastupiłasia za svaich viaskoŭcaŭ, bo tyja sami zastupicca za siabie nia ŭmieli? Ci bajalisia? Dyj viaskoŭcy — chiba im vorahi? Svaje ž savieckija ludzi…Toj ža skazaŭ, što za ich partyzany pralivajuć kroŭ. Ale jana ŭžo viedała, što havaryć jany ŭmieli pryhoža. A rabili naadvarot. Takaja ŭžo była ich balšavickaja lohika. Ci ich balšavickaja palityka?

Tym časam jany praminuli i mohiłki, što kupkaj chvojaŭ z pachiłymi kryžami streli i pravodzili žančynu ŭ jaje sumnym šlachu. Ź ciomnaha nieba ŭsio sypaŭ zołki vosieński doždžyk-imžyčka, jaje chustka i plečy ŭ žakiecie daŭno pramokli. Ale na chadzie jana nie adčuvała vialikaj ściužy — było nie da taho. Jaje hryzła kryŭda — zavošta? Moža, heta ŭsio praz henaha bialavaha tavaryša, što paznaŭ jaje. Moža, toj prypamiataŭ jaje z represavanym mužam, kali jany razam pracavali ŭ škole? Kali tak, dyk, vidać, jana zrabiła vialikaje hłupstva, i joj napeŭna staniecca kiepska. Zaraz jany, mabyć, nie darujuć joj jaje muža-nacdema, jakoha daŭno ŭžo niama na śviecie. Zatoje jość jahonaja ŭdava, ź jakoj možna zrabić, što zachočaš. Nie abaronić nichto. Tym bolej, kali jana sama biažyć im u ruki. Zdajecca, jana tolki ciapier zrazumieła toje. Ale što karyści z zapoźnienaha rozumu? Zapoźnieny rozum nikoha nia vučyć. Chiba aproč hetkich durnic, jak jana. Užo, zdavałasia, moh by navučyć urok jaje baćki, jaki taksama praz svoj altruizm pryniaŭ pakutnuju śmierć. Dyk nie, nie navučyŭ, a ciapier joj budzie raspłata. Bo za pamyłki naležyć płacić… Ale zavošta zapłacić jaje Ŭładzik, jaki ŭ vosiem hadoŭ zastaniecca adzin? I što jana narabiła! Vo paškadavała Alenu, znajšła čas dla spahady. Chacia Alena, moža, jašče i vyvierniecca. A ŭ jaje, kab acaleć i vyžyć, nie chapiła charaktaru. Kiepska toje i hibielna na taki strašny čas, ale inakš, vidać, nielha. Inakš joj nia dadziena, nie dazvalaje duša.

Ale ŭ muža jaje, Apanasa Piatroviča, padobna, duša była inakšaja — ćviarozaja, biez santymentaŭ, i taksama nie zaścierahła čałavieka. Chacia tady jany i nia dumali pra pieraściarohu. Tady jany byli amal pa-dziciačamu ŭpeŭnienyja ŭ śviatoj spraviadlivaści svaje spravy, za što chutkim časam i papłacilisia...

Jany ŭžo ŭvajšli ŭ les, jak zzadu ich dahnaŭ toj, što zastavaŭsia ŭ chacie ź Niurkaj. Što jany tam rabili, mabyć, było tajamnicaj. Ale kamandzir musić viedaŭ što, bo, kali dahaniaty napieradzie paraŭniaŭsia ź im, da jaje słychu danieślisia ich karotkija, małazrazumiełyja repliki “Nu, paradak, łady!”. I ŭsio. Užo ci nie zabili jany i Niurki, z žacham padumała nastaŭnica. Ale zavošta?

A zavošta jaje samuju vałakuć nieviadoma kudy praz daždžlivuju noč?

Niejki čas jany išli kryvulastaj darožkaj pad ciomnymi šatami chvajovaha lesu. Pry dobrym nadvorji tut było duža pryhoža. Uletku siudy nastaŭnica chadziła pa jahady — razam z Uładzikam i viaskovymi babami. Baby ŭ jahadach byli viasiołyja, navat sprabavali śpiavać. Praŭda, nia ŭsie, niekatoryja, paśpiavaŭšy, płakali. Tady ŭ ich vakolicach jašče było cicha, pra partyzanaŭ nichto nia čuŭ. Heta paśla, pad vosień, tyja jak abrynulisia adkul. Ci nabralisia z tutejšych, ci prybryli adkul, ź inšych mieniej zdatnych miaścinaŭ. Mabyć, tutejšyja miaściny zdalisia im bolej zdatnyja. Sapraŭdy — suchi chvojny les z baravinkami, vialikaje bałota pobač. Horad daloka, a navakoł — małyja i redkija vioski, siarod jakich Padleśsie, moža, samaje vialikaje — tryccać dvaroŭ. A tut nabliziłasia vosień z daždžom i chaładami, voś i paciahnuła partyzanaŭ bližej da žytła. A dzie partyzany, tam i niemcy — karniki dy palicai — haniajucca adno za adnym. Mirnyja ž ludzi miž imi. Pad ahniom z abodvuch bakoŭ…

Jak tolki ŭ navakolli astalavalisia partyzany, davajennaja palityka represijaŭ adnaviłasia z bolšym dzikunstvam. Udzień lutavali akupanty ź ich pamahatymi-palicajami, a nočču ich u zvykłaj spravie źmianiali ludzi ź lasoŭ. Asabliva stała kiepska tutejšym, kali ŭ niedalokim uročyščy Kazły atabaryŭsia niejki atrad asobnaha pryznačeńnia — ci to “Buran”, ci to “Ŭrahan”. Tyja burancy štonočy šastali pa vioskach, kaho-niebudź chapali, viali za vuhoł i rasstrelvali. Tady i ŭ Padleśsi zastrelili troch mužčynaŭ. Dvuch, kazali, za toje, što nie chacieli addać kažuchi, jakija patrebny byli samim na zimu. Zabili taksama viaskovaha starastu, niebłahoha stałaha čałavieka, starastam jakoha sami padlesaŭcy i abrali na schodzie. Toj duža nie chacieŭ, adniekvaŭsia, tym bolej, što syn byŭ u Čyrvonaj armii, ale pa słabaści charaktaru musiŭ i vo atrymaŭ kulu ŭ łob.

I biez taho strašnoje žyćcio pad akupacyjaj zrabiłasia jašče strašniejšym, zvykły davajenny teror padvoiŭsia. Puścili pahałosku, što partyzany buduć karać usich kałhaśnikaŭ, jakija stalisia adnaasobnikami i pabrali z kałhasaŭ nazad kolišniuju svaju ziamlu. Heta ličyłasia złačynstvam suprać dziaržavy, jakaja niadaŭna jašče tuju ziamlu abahuliła i addała ŭ viečnaje karystańnie kałhasam. Ale nie kałhaśnikam. Tut u partyzanaŭ i niemcaŭ była poŭnaja zhoda, bo i niemcy stroha zabaraniali adnaasobnictva i stajali za nieparušnaść kałhasnaha ładu. Dy sialanie ich nie pasłuchalisia, bo sialanie chacieli žyć.

Ale mienavita žyć im i nie davali. Spres usie ŭłady — savieckaja, akupacyjnaja, partyzanskaja. Kali nie vajna, dyk revalucyja ci klasavaja baraćba, ci kalektyvizacyja i vyniščeńnie vorahaŭ narodu. Spakoju za svajo niadoŭhaje žyćcio nastaŭnica nie pamiatała ni hadočku.

U škole, kudy jana pryjechała z Połackaha pedtechnikumu, tolki jašče pačynali vučyć pa-biełarusku, vykładčykaŭ-biełarusaviedaŭ nie stavała. Jaje baćka, sielski nastaŭnik, jašče z darevalucyjnych časoŭ vykładaŭ matematyku, aproč jakoj nie chacieŭ viedać ničoha. I tady małady vykładčyk historyi i hramadaznaŭstva, partyjec i aktyvist Apanas Piatrovič uziaŭsia jašče i za biełaruskuju movu ź litaraturaj — zbolšaha tamu, što za ich nie chacieŭ bracca nichto. Miarkujučy pa ŭsim, nastaŭniki adčuvali niehruntoŭnaść taje palityki, niapeŭnaje staŭleńnie da jaje balšavikoŭ. Niekatoryja biełarusizacyju paraŭnoŭvali z NEPam i pradkazvali jaje chutki krach. Apanas Piatrovič, kali jany ŭžo pabralisia, niejak skazaŭ joj, što taksama niamała sumniavaŭsia, ale ŭziaŭsia mienavita tamu, što inšyja admovilisia, a vučyć dziaciej było treba. Jon bačyŭ u tym svoj abaviazak narodnaha intelihienta, bo, kab raźvivać narodnuju kulturu, treba vałodać nacyjanalnaj movaj. Moža mienavita za tyja jaho adnosiny da svajho abaviazku jana i pakachała hetaha čałavieka, kab zatym stać jaho žonkaj.

Toje jahonaje słuhavańnie nacyjanalnaj kultury doŭžyłasia niekalki ličanych hadoŭ, poŭnych varažniečy, hvałtu, represijaŭ ad ułady, jakaja, jak zaŭždy, deklaravała adno, a na praktycy rabiła inšaje. Niejak viasnoj Apanasa Piatroviča zaličyli ŭ nacdemy i aryštavali. Aryštoŭvali nia doma i nia ŭ škole — u liku troch inšych, źniavažanych i abyłhanych, uziali padčas vosieńskaj nastaŭnickaj narady, u zali, upryhožanaj čyrvonymi ściahami i partretami Lenina-Stalina.

Jana dumała, što zvarjacieje ad taje žudasnaj niespraviadlivaści, pisała i skardziłasia, kudy tolki možna było — ad sielsavietu da CVK i tavaryša Čarviakova, dy marna. Vynikam jaje zachadaŭ było chiba toje, što zimoj jaje vyklučyli z kamsamołu, a zahadčyk rana adnojčy ćviorda zahadaŭ joj admovicca ad muža. Inačaj jon nia budzie mieć mahčymaści pakinuć jaje ŭ škole. Jana doŭha vahałasia, ciahnuła z taje admovaj, až pokul sam zahadčyk adnojčy i nazaŭždy nia źnik sa svajoj kvatery. Nichto nia bačyŭ, jak jon źnikaŭ, ale nichto jaho i nie šukaŭ. Baćka tady joj skazaŭ: jak ty možaš admovicca ad čałavieka, jaki jość baćkam tvajho małoha syna? Što tabie skaža syn, jak stanie darosłym? Uvohule jana taksama rychtavałasia da pasadki, navat damoviłasia ź siabroŭkaj nakont Uładzika, dy siabroŭku zaaryštavali raniej, a jana zastałasia. Uratavała jaje, jak jana miarkuje i dahetul, toje, što jana nikoli nie vykładała biełaruskaj movy — zaŭždy rasiejskuju. Paśla aryštu Apanasa Piatroviča vykładać biełaruskuju nie było kamu, i taja dva hady nie vykładałasia naahuł. Nastaŭniki bajalisia bracca za jaje, jak i za biełaruskuju litaraturu taksama. Bo nie było nijakich harantyjaŭ, što praź miesiac ci hod ciabie nie abvieściać nacyjanalistam, voraham narodu. Tolki adna nastaŭnica — habrejka Ryma Barysaŭna — na toje pahadziłasia, užo jaje ŭ biełaruskija nacyjanalistki zaličyć było ciažka. Da samaj vajny jana vykładała ŭ miestačkovaj škole biełaruskuju movu i litaraturu, pieradvajennaje pakaleńnie miestačkoŭcaŭ pajšło na vajnu ź viedami rodnaje movy, zasvojenymi ad biełarusaznaŭcy-habrejki. Sama ž Ryma Barysaŭna lahła ŭ supolnuju mahiłu na krai miastečka, dzie ŭ adzin dzień i čas byli rasstralanyja ŭsie miestačkovyja habrei. I siarod ich — adzin niehabrej, stary vykładčyk matematyki Stanisłaŭ Albiertavič, jaje baćka, dzied jaje Ŭładzika.

Ich spuściełuju z pačatku vajny miestačkovuju škołu śpiarša adabrali dla kvataravańnia palicyi, a zatym jana zhareła, mabyć, kimści padpalenaja. Tady dźvie nastaŭnicy sa zhody ŭładaŭ adčynili nievialičkuju škołku va ŭłasnym damku i ŭziali jaje na pracu. Na hety raz jana vykładała biełaruskuju movu, rasiejskuju vykładać było nielha. Novaje vykładańnie davałasia joj lohka, dzieci dobra zasvojvali znajomyja z malenstva moŭnyja praviły. Litaratura dyk zdałasia navat cikavaj, i jana pačała jaje vyvučeńnie z paezii Maksima Bahdanoviča, jaho znakamitaj “Pahoni”. Niamieckija ŭłady badaj nie cikavilisia školnaj spravaj, dy ŭsio ž kamuści jana stała ŭpopierak horła. Niejak uranku jaje siabroŭku-nastaŭnicu znajšli na parozie kvatery ź pierarezanym horłam. Pobač była zapiska, dzie małapiśmienna značyłasia, što hetki kaniec napatkaje i astatnich “vučyłak”, jakija pasłuhoŭvajuć niemcam. Škołu daviałosia kinuć, jana bajałasia za Ŭładzika, jaki ŭžo pačaŭ tam vučycca. Ale biaz pracy jana nie mahła žyć u miastečku i adnojčy, sabraŭšy ŭ stary bavuł svajo varachobje, na spadarožnaj furmancy pajechała ŭ dalokuju viosku Padleśsie — da baby. Tut jana mieła namier pierasiedzieć vajnu. A tam, maŭlaŭ, budzie vidać…

Mabyć za poŭnač doždž pierastaŭ, ale ź im skončyŭsia i bor, dalej pajšło niejkaje drabnaleśsie — bieraźniaki z alešnikam. Napieradzie ŭsia hrupa spyniłasia, pačakała jaje z kanvairam, i, jak jany padyšli, hałoŭny skazaŭ:

— Kłopaŭ, paviadzieš adzin. Paniaŭ?

— Nu, — adkazaŭ jaje kanvair.

— Prama k kamandziru. Paniaŭ? Tolki nie bałavać mnie pa darozie. Paniaŭ? A to kamandzir tabie ch.. adrubić…

Na toje kanvair nie adkazaŭ ničoha, tolki šmarhanuŭ zastudžanym nosam. Hrupa pajšła dalej lesavoj darožkaj, a jany ŭdvoch zbočyli na niejkuju ściežku ci, moža, prosta ŭ chmyźniak, ŭleźli ŭ chvojny huščar, u jakim ničoha nie było vidno, adnak jaje kanvair uparta prabiraŭsia napierad. Jana starałasia nia nadta adstavać i navat padumała: a ci nia kinucca kudy adsiul dy ŭciačy? Ale, mabyć, tut nie ŭciačeš — dahonić. I jana lezła i lezła ŭ chmyźniaku, pakul narešcie jany nia vybavilisia ź jaho na niejkuju ściažynu. Tut iści stała zručniej, navat by paśviatleła, i zblizku stała trochi vidać. I jana padumała: moža i dobra, što jaje paviaduć da niejkaha kamandzira, užo jana jamu skaža! Chaj paśla i zabjuć, ale jana skaža pra ŭsio darešty. Što nakapiłasia ŭ ludziej za hetuju žachlivuju vajnu. Bo chto ž jašče tut im skaža? Takija, jak Alena, tolki hałasić buduć. Naahuł my tolki i ŭmiejem, što płakać, jenčyć dy hałasić. Zvyčajna, kali ŭžo pozna, kali niabožčyk — na pokuci. Nie, kab raniej, choć by ŭzłavacca dy dobra vyłajacca, jak umiejuć łajacca niekatoryja. Asabliva hłynuŭšy hetaje śmiardziučaje samahonki. Nie, musić, saplački my, baby, dyj mužčyny našy taksama… Ja im skažu, što nielha tak vajavać, jak jany vajujuć. Skroź na narodnaj kryvi. Im dyk łaćviej, jany ŭ lesie i pry zbroi, jany siabie abaroniać dy jašče paprosiać pamahčy ludziej. A chto padumaje, jak ludziam być? Paśla ich rejdaŭ, dyversij, ich aperacyj, kali nalatuć karniki dy palicyjanty? Jany ŭ lasoch pierabuduć-pierachavajucca, a dzie pierachavacca ludziam, kali chto i acaleje? Dobra, što spradvieku ratuje les, ale ŭ lesie doŭha nia vyžyvieš, u lesie tolki dzičeć. Dyj małym treba chleba, małaka dy strachi nad hałavoj. Na śmiardziučym pažaryščy nia žyć, chiba pamirać tolki. A tym pažaryščam robicca, hladzi, ci nia ŭsia ziamla. Usio zharyć, paburycca, zaraście krapivoj. Na čorta tady i pieramoha! Pieramoha na mohiłkach. Moža, toje i nadta pa-abyvatalsku, pa-prostamu, moža, biez uliku ich vajskovaj stratehii. Ale ž to — ad ludzkoha žyćcia, ad małych i žančyn. Chto zvažyć na ichnaje hora? Ichnyja ślozy i kroŭ taksama? Nikomu niama spravy da ich pakutaŭ — ni niemcam, ni palicajam, ni partyzanam taksama. Hetym aby vajavać, zarablać sabie ŭznaharody dy dahadžać načalstvu. Tolki spadziavańnie na Hospada. Adnak Hospad daloka. Va ŭsioj hidocie na hetaj ziamli nie razabracca i Hospadu…

Kali padumać, dyk i ślapomu stanie vidno, što najpierš jany dbajuć pra siabie, usie hetyja niadaŭnija sakratary, partyjcy, małyja i vialikija čyny z ułady dy bieźlič ich pamahatych. Z utulnych kabinetaŭ jany zmušany ciapier pierabracca ŭ lasnyja ziamlanki, bo nahrašyli za dvaccać piać hod i spałochalisia, što ich pastralajuć. Peŭna pastralajuć, bo jość za što. Ale za što hinie i hetaja durnaja moładź, jakaja taksama precca ŭ les? Baranić kamsamoł? Ci savieckuju ŭłaść?

A doma ŭ ichnych baćkoŭ adbirajuć karovak.

Ale što rabić i moładzi, kali skroź mabilizacyja — ci ŭ palicyju, ci ŭ partyzany. Vo jaki ŭ jaje vybar — pamiž pahibiellu i śmierciu. Bo tyja, što ź niemcami, napeŭna pahinuć — užo niemcy baranić ich nia buduć. A ŭ partyzanach moža i źbierahucca — ci nia ŭ tym ich tajemny, padśviadomy raźlik. To vielmi mahčyma — i kamsamoł dy partyja tut ni pry čym. Usim chočacca žyć, vo ŭ čym sprava.

Viećcie ŭ huščary skroź było mokraje, ad jaho daščentu pramok jaje tonki žakiet, taksama jak i spadnica, što ŭvieś čas prylipała da mokrych kaleniaŭ. Padobna, jana ŭžo traciła apošnija siły, tak zamaryłasia, i dumała: nu dzie ž, narešcie, toj ich lahier ci što, tolki b spynicca, spačyć. Ale da lahieru daviałosia jašče pierajści niejkuju imšystuju zabałać, dzie jaje dziravyja čaraviki nabrali poŭna vady. I jana išła tak, chlupajučy ŭ ich bosymi nahami. Urešcie vybralisia na niejki suchi pahorak, prajšli trochi miž chvoj, i jana zhledzieła napieradzie niejkich ludziej. Jakraz pačało śvitać — kvoła, laniva, niaŭpeŭniena, na začynie asieńniaha dnia. Žachlivaja noč, padobna, kančałasia. Što pryniasie joj novy, tumanisty dzień?

Z-za pahorku pačulisia niahučnyja hałasy, prairžeŭ koń i paviejała nizkim syrym dymkom — padobna, usio ž tut było niejkaje stojbišča. Na ich užo źviarnuli ŭvahu, chtości huknuŭ da kanvaira, jaki papytaŭsia ŭ kahoś pra niejkaha Kandybina. Partyzany moŭčki bryli miž redkich chvoj za pahorak, ale kanvair tudy nie pajšoŭ, zahadaŭ joj sieści, i jana apuściłasia na hołaj ziamli, plačmi da chvoi. Tym časam pavoli raźvidnieła, z zabałaci płyŭ nad chmyzam zołki tuman, jaki tut, na baravincy, miašaŭsia ź nizkimi pasmami dymu. Dym z tumanom nabiraŭsia i stajaŭ uhary, u holli nieruchomych chvojaŭ, vietru nie było zusim. Niedzie pablizu štości varyli, u lesie niazvykła pachła varanym miasam. Jaje kanvair pačaŭ usio čaściej pazirać tudy, padobna, nia majučy vialikaj cikavaści da aryštantki. A jana duža zajšłasia ad ściužy, nohi i plečy pad mokraj apratkaj aziabli tak, što nie stavała mocy i dryžeć. I jana nie dryžeła. Jana ściałasia, zyšłasia ŭ adno i tryvała. Nia viedała tolki, ci nadoŭha chopić jaje tryvańnia. Ciapier jana pačała dumać pra Ŭładziu, jaki mabyć ža jašče śpić, a što budzie, kali pračniecca? Jak zvyčajna, adrazu kiniecca za šafu da jaje łožka, a jaje tam niama. Nia znojdzie i na padvorku, u harodzie… Biedny niaščasny chłopčyk! Zavošta jamu ŭsio toje…

Moža, praz hadzinu ci bolej z-za pahorku ŭ sasońniku pakazalisia dvoje: adzin — małady chłapiec z aŭtamatam, a druhi byccam biaz zbroi, u čornaj kubancy. Nie padychodziačy, toj, u kubancy, zdala kiŭnuŭ kanvairu:

— Viadzi siudy…

Jana zrazumieła i ŭstała, ledźvie znoŭ nia sieŭšy na zamlełych nahach. Utroch jany paviali jaje kudyś ubok ad pahorku, u jadłoŭcavyja zaraśniki, dzie horbiŭsia niejki pahoračak — budanok ci što. Ale to byŭ nie budanok, a jama z kinutaj na krai kupkaj łapniku, i toj, u kubancy, prosta skazaŭ:

— Leź! Tam nia hłybaka.

Jana bajaźliva źlezła na dno suchoj i piaščanaj jamy, jakaja była joj pa plečy, i mižvoli horka padumała: nu čym nie mahiłka? Sucha, utulna...

— Siadaj i siadzi, — dazvoliŭ usio toj ža, u kubancy, mabyć, starejšy nad jaje karavulščykami, i ŭdvoch ź pierachlabistym jany pajšli za pahorak.

Chłapiec z aŭtamatam zastaŭsia poruč, miarkujučy pa ŭsim, jon źbiraŭsia jaje pilnavać.

Jana sieła ŭ dnie, mokraj śpinaj prytuliłasia da syravataje, adnak, ściany jamy, saščapiła nastyłyja ruki ŭ mokrych rukavach žakieta. Kab choć sahrecca. I kolki joj tut siadzieć? Ale kali pasadzili ŭ jamu, dyk, mabyć, pryjdziecca pasiadzieć. Mabyć, jaje tut nie čakali. Vartavy źvierchu cicha pierahavorvaŭsia z kimści, i jana navastryła słych, ale ŭčuła tolki ŭryŭki razmovy — pajechaŭ… Kali pryjedzie…A ch… jaho viedaje… Tyrčy tut ź joj…

Peŭna ž, jana im — nie vialikaja radaść, moža, u niaŭročny čas treba tyrčeć tut — vartavać. A toj, pierachlabisty jaje kanvair, taksama ž usiu noč nia spaŭ, vioŭ. Biedny partyzančyk, źjedliva padumała jana i niaŭład z raniejšymi dumkami złosna padumała pra niemcaŭ. Usio ž i niemcy admysłovyja złydni, taksama jak i ich palicejskaja chieŭra, nabranaja najbolš z načalstva dy inšaha ludzkoha achvościa. Usie jany ŭ svaich zaviadzionkach mała adroźnivajucca ad ichnych ciapierašnich vorahaŭ — balšavikoŭ, ź jakimi jašče niadaŭna soładka chaŭrusavali. Moža i paradaksalna, ale fakt, što kudy z bolšym impetam jany mardujuć niavinnych — pałonnych dy viaskovych sialan, čym bjucca z partyzanami. Na što svoj raźlik majuć? Što partyzany paškadujuć kałhaśnikaŭ i ŭcichamiracca, pierastanuć stralać, palić, uzryvać? Ale ž mała jany ich viedajuć — partyzany ad taho nie pałahodniejuć. Dy niemcy, peŭna, viedajuć toje, tolki robiać vyhlad, byccam nie jany pačynajuć pieršymi. Byccam jany — u adkaz. Duža nia lubiać i tyja, i hetyja vyhladać začynščykami, kudy lepiej — pakryŭdžanymi. Maŭlaŭ, nie chaciełasia, ale zmušanyja, bo nie chapiła tryvańnia. I jašče dziela spraviadlivaści, u intaresach prastoha ludu. Musić, z taje pryčyny i revalucyja, i vajna adna i druhaja, dyj hetaja žachlivaja partyzanka. Byccam kožnaha na złačynstva zmušajuć jahonyja vorahi. Ale ŭsie zmušajucca duža achvotna. Navat ź impetam.

Što b jany rabili, kali b ich nichto nie zmušaŭ! Udušylisia b ad samoty.

Kryvavaje plemia, ačmurełaje ad kryvi i hvałtu. Mabyć, užo nia spyniacca, pakul nie pierahryzuć horłaŭ — i voraham, i adzin adnamu.

Niejak jana byccam sahrełasia ŭ piaščanaj jaminie. Ci, moža, zvykłasia ź lesavoj zollu i ściužaj. Starałasia nia kratacca navat, tolki časam kidała pozirk uhoru, na kraj jamy, dzie razy dva spatkała cikaŭna-strachavity pahlad chłopca-vartaŭnika. Chacieła navat huknuć da jaho, dy nie navažyłasia, bo toj niejak bojazna-taropka chavaŭ svaju hałavu za bieraham jamy. Zdałosia nastaŭnicy, to byŭ kiepski znak — tak bajacca na vioscy niabožčyka ci taho, chto ŭžo na krai žyćcia. Byccam vartavy niešta viedaje. Ci adčuvaje. Sumna było joj tut heta ŭbačyć.

Nadziva sabie samoj, jana nia duža bajałasia i, mabyć, nadta kiepskaha nie adčuvała. Usio ž, chacia ź joj i čyniłasia štości pahroźlivaje, ale ž navakoł byli svaje ludzi, zdaŭna viadomyja, havaryli na zvykłaj movie, i jana mahła im, što chacieła, skazać. Jana ŭžo viedała, što pradčuvańnie ŭ peŭnyja momanty by adklučajecca i moža navat zdorava ašukać čałavieka. Jak u vypadku ź jaje baćkam, nastaŭnikam matematyki, u jaho apošni na śviecie ranak. I tady da apošniaha času jana nie adčuvała ničoha asablivaha, vialikaj dla jaho niebiaśpieki. Žachlivaja niebiaśpieka navisła nad spradviečnymi žycharami miastečka — habrejami, baćka ž byŭ biełarus. Čaho było za jaho bajacca?

Niekalki dzion pierad tym baćka nikudy nie vychodziŭ z chaty, siadzieŭ pry aknie ź niamieckim padručnikam, abnaŭlaŭ svaje kolišnija viedy niamieckaj movy. A ŭ miastečku rabiłasia niemaviedama što — spradviečnych jaho nasielnikaŭ vyhaniali z ubohich ich chataŭ, źbirali da kupy na kirmašovaj płoščy, kab niekudy vieści. Zahadana było ŭsio majno pakinuć na ŭładu palicyi, uziać z saboj tolki hrošy i kaštoŭnaści, ciopłuju apratku i charču na troje sutak. Ludzi ničoha nia viedali, ale tak mierkavali, što kali na troje sutak, dyk paviazuć nadta daloka, moža na pracu ŭ Niamieččynu. Ale niekatoryja ŭžo pradčuvali, jakaja to budzie Niamieččyna. Uviečary z rajonu pryjaždžaŭ adzin stary znajomiec baćki, jaki cicha raspavioŭ, što tam, za starymi mohiłkami, kapajuć vialikuju šyrokuju jamu — dla kaho b tolki? Ale dla kaho, možna było zdahadacca. Dy ludzi nie chacieli zdahadvacca, bo i sapraŭdy ciažka było pavieryć, kab toje było mažliva — bieź viny i sudu zabić stolki niavinnych ludziej. I zranku staryja i małyja, kabiety, chłopcy i maładzicy z chatulami za plačyma, płačam i rospačču, hnanyja pjanymi palicajami, išli na kirmašovuju płošču, dzie i čakali ŭ atačeńni niamieckich žandaraŭ. Tam ža byŭ i ŭžo viadomy miestačkoŭcam kamendant rajonu pa proźviščy Funk. Na abjavach, što panakleili na vuhłach sinahohi, jon nazyvaŭsia taksama doktaram Funkam, što ŭčora vyklikała dobrazyčlivuju ŭvahu baćki, jaki, peŭna ž, pavažaŭ vučonaść. Ab tym jon niejak mimachodź zaŭvažyŭ dačce, jakaja, zaniataja chatniaj spravaj, jaho nie dasłuchała.

Jana jašče spała na kanapie z Uładzikam, jak na śvitańni da baćki pastukaŭsia haspadar hetaj chaciny — kaval Icak Kahan, jon pryjšoŭ raźvitacca sa šmathadovym kvatarantam i sa ślaźmi vykazvaŭ svaju jamu ŭdziačnaść, bažyŭsia, što nikoli nie chacieŭ taho ničym pakryŭdzić, a kali što było nia tak, dyk chaj pan vučyciel daruje, bo bolej na hetym śviecie im nie sustrecca. Baćka, z abrosłym sivaju ščećciu tvaram vysłuchaŭ jaho, moŭčki abniaŭ dryhotkimi rukami, a jak toj vyjšaŭ, usio ničoha nia kažučy, paviarnuŭsia da šafy, dastaŭ svoj staraśviecki surdut, uziaŭ fasonny kijočak, jaki ci nia z carskich časoŭ stajaŭ u šafie za vopratkaj. Padchapiŭšysia z łožku, dačka kinułasia da baćki — tatka, nia jdzi, nia jdzi, tatka!... Toj surova tak zirnuŭ na jaje — čamu nia jdzi? I zastyŭ, čakajučy adkazu. Ale što jana mahła adkazać, što jana viedała, aproč taho, što hetak spaźnieła adčuła kiepskaje. I baćka biaz šapki, ź niepakrytaj sivoj hałavoj pajšoŭ — na padvorak, praz varotcy na brukavanku — i schavaŭsia za vuhłom kuźni. Bolej jana jaho i nia bačyła…

Paśla ŭžo raspaviadali ludzi, jakija niešta bačyli zblizu — z dvaroŭ i voknaŭ susiednich budynkaŭ. Baćka padyšoŭ da kamendanta, što ŭ zhrai pamahatych stajaŭ na płoščy, pakłaniŭsia, jak nikoli za jaje pamiaćciu nikomu nia kłaniaŭsia. Kamendant śpiarša nia nadta i zvažaŭ na jaho — jon prymaŭ raparty padnačalenych, jakija zhaniali i ličyli ŭ kalonach habrejaŭ. Ale zatym, mabyć, učuŭšy znajomuju movu, ź cikaŭnaściu na čyrvonym tvary paviarnuŭsia da baćki. Što toj havaryŭ jamu, ludzi nie razumieli abo nie dačuli, ale kazali, što stary havaryŭ šmat, byccam jon navat navažyŭsia spračacca ź niemcam. Mabyć, usio ž jon čymś razzłavaŭ jaho, bo kamendant pačaŭ kryčać, byccam by i nastaŭnik štoś kryknuŭ. Adny kazali, nibyta kryknuŭ: «Stalin», a inšyja — «Hitler», a moža, toje dy inšaje razam. Tady starejšy palicaj, były rajonny milicejski načalnik, vyciaŭ jaho pa hałavie dubovym dručkom, jakim usio rańnie źbivaŭ habrejaŭ, i baćka ŭpaŭ. Jon lažaŭ tak na bruku, nia krataŭsia, i nichto nie padychodziŭ da jaho, mabyć, jon tam i skanaŭ. Užo miortvaha, jaho kinuli paśla na kalosy, dzie lažała niekalki ciełaŭ tych, što nia vytrymali hetaha apošniaha ździeku. Praź jakuju hadzinu sumnaja pracesija miestačkovych habrejaŭ pačała svoj žałobny šlach da supolnaj vializnaj mahiły ŭ rajonnym centry, vakoł jakoj z narychtavanymi kulamiotami napahatovie čakała niamieckaja ajnzatc-kamanda. Jak usio było skončana, źvierchu na cieły rasstralanych habrejaŭ kinuli biełaruskaha nastaŭnika. Paśla palicai puścili pahałosku, byccam i jon akazaŭsia habrejem, i sam razam z usimi pajšoŭ da jamy. A ciapier vo i jana, jahonaja adzinaja dačka, u niapeŭnaści i čakańni ci nia hetkaha ž svajho losu. Mabyć, taksama akazałasia nie razumniejšaju. Moža, heta ŭvieś ichny rod udaŭsia ź niejkaj hienetyčnaj chibaj, jakaja parušyła mechanizm samazachavańnia. Ale biez admysłovaha instynktu samazachavańnia ci moža isnavać asoba dyj asobnaja nacyja? Chiba da peŭnaha krytyčnaha momantu. Padobna, dla jaje toj momant nastaŭ…

Uvohule jana nie adčuvała ŭ tym kančatkovaj upeŭnienaści, chacia i daŭno była hatovaja da ŭsiaho. Viedama ž, z hienetyčnaj chibaj doŭha nia žyć. A taja chiba jość banalnaj čałaviečaj durnotaj. Kolki pra toje kazaŭ jaje baćka, zaŭsiody biarohsia va ŭčynkach i vykazvańniach, staraniŭsia palityki i siabroŭstva, i vo — nie ŭbiarohsia. Sam stary naiŭny durań. Vychodzić, adnak, i dačka nie razumniejšaja…

Jana znoŭ, zdajecca, zasnuła i prachapiłasia ad hučnych mužčynskich hałasoŭ, što pačulisia niepadalok ad jamy. Niechta kamuści, ci nie jaje karavulščyku, kazaŭ zdala, što pryjechaŭ Aroł, jedzie siudy. Karavulščyk pytaŭsia, vyciahvać jaje ci nie. Na što toj kryknuŭ zdala — čakaj!

Taja navina adrazu razahnała jaje sanlavaść i zatryvožyła — načalstva mahło pastavicca da jaje pa-roznamu. Ale naŭrad ci z dabrom. Kali pasadzili ŭ jamu, dyk štości ŭdumali. Bo hetaja jama, by pačakalnia mahiły. Ale chaj! Chaj i Aroł, kali jon vialiki načalnik. Užo načalniku jana skaža. Usio i pra ŭsio.

Toj načalnik pajaviŭsia niečakana i blizka. Heta akazaŭsia końnik — ź jamy jana ŭbačyła śpiarša zacuhlanuju mordu jaho varanoha kania, na jakim malaŭniča krasavałasia krutaplečaja postać końnika z vusatym, by ŭ Budzionaha, tvaram i advažna-rašučym hołasam čałavieka, što va ŭsim byŭ upeŭnieny, mieŭ uładu, jakoj, adnak, karystaŭsia pabłažliva i spraviadliva. Pryhoža pakruciŭšysia na kani kala jamy, jon tym časam doŭžyŭ z kimś pačatuju raniej razmovu.

— Dzie ŭziali? Ci sama pryjšła?

— Nastaŭnica z Padleśsia, — niahučna kazaŭ chtoś pablizu, niabačny joj ź jamy.

— Maładaja?

— Pahladzicie sami. Zajcoŭski, vyciahni…

Chłopiec-karavulščyk padskočyŭ da jamy.

— Davaj ruku!

Jana padała ruku i z dapamohaj chłopca, abrušvajučy ziamlu, niaŭkludna vybrałasia na pavierchniu. Nasuproć na kani z-pad hustych i čornych bryvoŭ uśmiešysta ŭziraŭsia ŭ jaje Aroł. Musić, sapraŭdy to byŭ vialiki načalnik, pa-mužčynsku pryhožy i zuchavaty, i jana až źnijakavieła ad jaho pieknaha vyprabavalnaha pozirku. Adrazu było vidno, što taki moh usio — i zabić, i aščaślivić. I jana raptam vostra adčuła svaju žanočuju pierad im niechucavaść, prynižanaść ad taho, što kiepska vyhladaje ŭ vohłym zapeckanym žakiecie, zasiedžanaj spadnicy, ź pierapeckanymi hrazioj nahami ŭ dziravych čaravikach.

— Nie krasavica! — uraz spachmurnieŭšy, surova abviaściŭ Aroł i, nieciarpliva tuzanuŭšy pavodździem, krutanuŭsia z kaniom na adnym miescy.

— Nastaŭnica, — byccam vinavata dadaŭ druhi, i tut jana paznała jaho — to byŭ bialavy, miakkavałosy partyzan, što siadzieŭ za stałom u Niurki.

Usio ŭ tym ža niamieckim kicieli z hustym radkom by ałavianych huzikaŭ na hrudziach.

— A mnie adzin chren! — nervova abviaściŭ Aroł. — Mnie maładaja treba. Niemcy taksama nia durni — maładych lubiać. Heta nie pajdziot!

Jana niedarečna, nia ŭ ład z ułasnym nastrojem raptoŭna sumiełasia — usio ž učuć pra siabie hetkaje ad mažnaha mužčyny było niepryjemna. I joj stała kryŭdna za svaju stračanuju žanočuju pryvabnaść, jakuju jana koliś pavažała navat. Ale, moža i lepiej, spakvala padumała jana. Moža, chutčej adpuściać damoŭ…

Aroł trochi adjechaŭ na svaim žarabku, ź im adyšoŭsia druhi, jaje znajomy, jany tam pahutaryli krychu — Aroł u siadle, a hety — źnizu, zadzirajučy da jaho hałavu. Paśla końnik kudyś prypuściŭ miž sasion, a druhi lenaj chadoj padyšoŭ da jamy.

— Nazad jaje, što li? — zapytaŭ karavulščyk.

Z vyhladu to byŭ zusim jašče školnik — mały, u padletkavym palitonie, z abviazanym vakoł šyi šalikam.

— Čakaj, — miakka skazaŭ bialavy. — Idzi vuń, pakury… U kustoch.

Chłopiec pasłuchmiana adyšoŭsia dalej, a hety padyšoŭ da jaje bližaj i stomlena apuściŭsia na niestaptany łapik travy. Jana ŭsio stajała, pazirajučy na jaho, i dumała: dzie jana jaho bačyła? A što niekali bačyła, to było peŭna.

— Hladziš, nie paznaješ? A ja adrazu paznaŭ. Ty ž — žonka Padbiareskaha?

— Była, — nie ździviŭšysia, skazała jana.

— Nu vo… A my z tvaim Apanasam razam vučylisia. Na vypusknym zdymku našyja fota pobač. Mabyć ža, bačyła?

Tut jana ŭsio raptam uspomniła. Sapraŭdy, na vialikaj hrupavoj fatahrafii vykładčykaŭ i vypusknikoŭ rabfaku pobač z vyjavaj muža byŭ hety bialavy małady chłapiec z rassypanymi na hałavie vałasami i dobrym uśmiešystym pozirkam. Paśla aryštu Apanasa hetuju kartku zabrali ŭ NKVD, i jana jaje bolej nia bačyła. Ciapier hladzieła na čałavieka i nia viedała, što skazać — uzradavacca znajomstvu ci nie? I jana pakorliva-moŭčki stajała pierad im na krajočku jamy.

— Siadaj, čaho ž stajać, — dabradušna dazvoliŭ jon.

Zatym padniaŭ z dołu i pierałamiŭ papałam suchuju halinku.

— Pahavorym…

Jana sieła, nie raźbirajučy kudy, ziabka padabrała pad siabie azyzłyja hrazkija nohi.

— Ja tut za načalnika raźviedki i kontraraźviedki, — cichim hołasam paviedamiŭ čałaviek. — Chacieli ciabie ŭ harnizon uniadryć. Tam ža byłyja nacdemy, spracavalisia b…

Jana moŭčki ździviłasia — učuć pra siabie takoje nijak nie čakała.

— Ja nie nacdemaŭka…

Čałaviek kinuŭ navoddal pałamanuju halinku, uziaŭ z dołu novuju.

— A ty nie adniekvajsia. Nacdemy — nie takija ŭžo i kiepskija ludzi... Apanas ža tvoj byŭ zajadły nacdem?

— I Apanas im nia byŭ. Nahavory ŭsio toje.

— Nahavory — heta kiepska. Heta horš za suchoty ci tyfus... Ad tyfusu vylečycca možna, a nahavor da śmierci paciahnieš.

To praŭda, moŭčki pahadziłasia jana. Ci nie praz tyja plotki-nahavory jaje Apanas splažyŭ sabie žyćcio. Sapraŭdy, horaj za tyfus… Ale ž baćka nie pryčyniŭsia ni da jakich nahavoraŭ, jak tyfusu biarohsia nacyjanalizmu, a vo taksama…

Jaje surazmoŭca, padobna, pačuvaŭ siabie stomlenym, siadzieŭ u syrych, da biełaha vyšmarhanych u bałotnaj travie botach i viała doŭžyŭ havorku. Vidać było pa ŭsim, što havorka taja jaho nia nadta cikaviła, padobna, jon baviŭ čas, zredku pazirajučy na vialiki ručny hadzińnik.

Z hetaj miaściny ad jamy na baravincy pad chvojami było vidno niašmat, pablizu rasło kustoŭje jadłoŭcu, kupka maładoha biareźniku z užo pažaŭciełaj listotaj. Naŭkoła, adnak, čuŭsia niejki małazrazumieły ruch, blizkaja prysutnaść ludziej, paasobnyja ich hałasy. Ranišni dym ad vohnišča ŭžo ŭvieś syšoŭ z holla, razahnany vietram, uhary niespakojna šumieli chvoi. Čas, musić, nabližaŭsia pad viečar.

— Vy adpuścicie mianie damoŭ, — skazała jana. — Tam syn u mianie. Adzin.

Ad tych jaje słoŭ načalnik by žvava varuchnuŭsia na travie, u jahonym stomlenym pozirku, padobna, blisnuła spahada.

— Syn? I ŭ mianie byŭ syn. Dy niama, — skazaŭ jon. — Vajna…

— A žonka? — niečakana dla siabie papytała nastaŭnica.

— I žonka, — uzdychnuŭ načalnik. — Była…

— A hety Aroł vaš — nia tutašni? — papytałasia jana, aby nie maŭčać.

— Prysłany, — lohka paviedamiŭ jon. — Ale heta klička — Aroł. Lasny pseŭdanim. Jak ja, prykładam, — Žukaŭ. A na spravie Pieciukievič. Pa pašparcie.

— A našto tak? — pacikaviłasia jana.

— Tak pałahajecca. Dla kanśpiracyi.

Jana trochi ŭdumałasia, sprabujučy spaścihnuć sens skazanaha. Dy, mabyć, spaścihać nie było čaho. Sapraŭdy, našto kanśpiracyja siarod svaich, dla jakoj mety? Kali rabić dobryja spravy, dyk niama patreby chavacca za pseŭdanimy, inšaja sprava — kali złačynstvy. Tady musiš chavacca. Kab nie znajšli, nia vykryli. Svaje ci niemcy — jak kamu nadarycca.

Pieciukievič-Žukaŭ znoŭ zirnuŭ na hadzińnik — zrabiŭ toje by niaŭpryciam, byccam nieprykmietna dla jaje, i joj stała raptam duža samotna ad pradčuvańnia, i zusim kiepskaha. Tolki źjaviłasia niešta śvietłaje ŭ hutarcy z čałaviekam-načalnikam, i raptam usio prapała. Było vidavočna, što jon baviŭ čas, čahości čakaŭ. Moža, źmiarkańnia?

— Nacyjanalistaŭ mała astałasia, — tym časam viała razvažaŭ načalnik raźviedki.—Da vajny ŭsich padabrali. A ciapier i pracavać niama z kim. U raźviedcy. Balšavikam ža niemcy nie daviarajuć…

— Chiba nie daviarajuć? — skazała jana. — A mahli b. Nie vialikaja roźnica.

— Roźnica nie małaja, — razvažliva skazaŭ načalnik. — Najpierš — idealohija. Paśla — mova. Heta ŭ habrejaŭ ź niemcami amal adna mova, vydatna razumiejuć adno adnaho.

— Ale ž čamu partyzany nie baroniać habrejaŭ? Niadaŭna jašče hetak baranili. Ad antysemityzmu.

— A našto baranić? Źlejšyja buduć, pačnuć zmahacca. A to pryvykli, kab za ich kroŭ pralivali… Tak i kryvi nia chopić.

Hladzi, jak pavaročvaje! — moŭčki ździviłasia jana. Mabyć, antysemit, adnak…

— Ładna, nia budziem pra toje, — skazaŭ jon i ŭvažliva pahladzieŭ u kusty, dzie zataiŭsia-siadzieŭ jaje vartaŭnik.

I jana padumała, što na hetuju temu joj lepiej nie havaryć.

Zrešty, jana i nie havaryła nikoli, nikoli pra toje nie havaryŭ Apanas Piatrovič, inšyja charošyja chłopcy, biełaruskija aśvietniki-intelihienty, jakija ščyra damahalisia lepšaha dla ludziej. Dla biełarusaŭ, habrejaŭ — usich. Ci nie za tuju maŭklivaść ich i pazbavili žyćcia, a jaje, jak tolki navažyłasia niešta skazać, pasadzili ŭ hetuju jamu? Niby ŭčuŭšy jaje niamyja dumki-turboty, Pieciukievič skazaŭ:

— Da, znaješ… Kab nia tvoj muž, moža b, ciabie i puścili. Aroł — rusak, u našych działach jon nia nadta… pryncypovy. Ale kali nacyjanalisty… Takich pad korań.

Što jany čaplajucca z hetym ich nacyjanalizmam? — badaj z rospačču padumała nastaŭnica. Jakaja jana nacyjanalistka? Heta — što pajšła za Alenu? A kali b nie pajšła, siadzieła zapioršysia, jak inšyja, tady b chto była? Mabyć, savieckaja? Ale ž jana chryščonaja, i joj balić, kali balić čałavieku. Heta im nie balić ničoha, aproč ułasnaha bolu. Užo ŭ ich skura toŭstaja. Jak u vieprukoŭ.

Zvoddal z-za kupki jadłoŭcu, amal nia tojačysia, paziraŭ u hety bok chłopiec-karavulščyk, i jana sumiełasia: chto jaje budzie stralać? Hety Pieciukievič-Žukaŭ ci toj chłapiec? Duža nie chaciełasia, kab toje rabiŭ chłapiec, usio ž jana stolki hadoŭ rabiła nastaŭnicaj, čamuści dobramu vučyła hetkich chłapcoŭ. Dy, mabyć, inšyja vučyli inakš, i ciapier adzin z hetkich vučniaŭ budzie jaje stralać.

— Ci mahła b ja vas paprasić? — źviarnułasia jana da Pieciukieviča.— Kab choć nie čapali syna. Mały jašče…

— Nu za syna nia bojsia.. Syn za baćkoŭ nie atviačaje.

Jak syny nie adkazvajuć za baćkoŭ, jana ŭžo čuła, taksama i viedała, jak toje byvaje ŭ žyćci. I joj znoŭ stała prykra i młosna, padkočvała złość niemaviedama na kaho, i jana złosna spytałasia:

— A vy nie baiciosia?

Pieciukievič niejak niapeŭna chmyknuŭ i adkazaŭ badaj pa-filazofsku:

— Chto nie baicca?

Jana ŭsio zrazumieła. Moža, jon čałaviek i nie błahi, narodžany niakiepskaj matkaj, ale jon darešty zhvałtavany. Jon hvałtavany niavolnik, jaki, kab vyžyć u hetaj kałatniečy, hvałtuje inšych. Jak i jany ŭsie. Ci balšynia. Moža, u tym samaja vialikaja žuda nacyi…

Jak kiepska, što jana hetak pozna zrazumieła toje… Škoda, što jana — nie nacyjanalistka. Moža, muž im i byŭ, a jana — nie. Jana spaźniłasia. Na jaje vialiki-vialiki žal…

— A ŭvohule ty małajčyna! — skazaŭ načalnik Pieciukievič-Žukaŭ i, mabyć, upieršyniu ŭvažliva pahladzieŭ joj u tvar. — Mnie b žonku takuju.

— Jakuju? — z adčajem vyrvałasia ŭ jaje.

— Takuju, niazłomnuju…

Dziakuj, mižvolna milhanuła ŭ jaje ŭzrušanych dumkach. To byŭ ci nie adziny, za daŭhija hady ŭčuty joj kampliment. I ad kaho — padumać tolki! Kali ŭsio zrazumieć dy adčuć, dyk možna zvarjacieć. Moža, i dobra, što ŭ jaje ŭžo nie zastavałasia času. Ni žyć, ni varjacieć.

Trochi jašče pasiadzieŭšy la jamy, Pieciukievič nietaropka padniaŭsia, mašynalna abtres rukoj štany zzadu. Štoś zrazumieŭšy, da ich bližej padyšoŭ chłapiec z aŭtamatam na plačy. Jany ni pra što nie skazali adzin adnamu, ale jana zrazumieła ŭsio i taksama ŭstała.

— Što, tut? U jaminie?

— Nia tut. Projdziem, prahulajemsia…

Načalnik raźviedki-kontraraźviedki valuchastaj chadoj nietaropka pajšoŭ uniz z baravinki — da niedalokaj, parosłaj alešnikam zabałaci. Nastaŭnica zrazumieła jaho namier i paškadavała, što toje adbudziecca ŭ niaładnym miescy. Zmałku jana nie lubiła hetkich syrych alešnikavych zaraściaŭ, bolej vabili jaje biarozki, suchija chvajovyja baraviny. Chacia čaho ŭžo było škadavać, na što lepšaje raźličvać! Jana pakorliva išła śledam, niaŭciamna pazirajučy na staptanyja abcasy Pieciukievičavych botaŭ, jahony skurany kabur ź niamieckim pistaletam na placionym ramieńčyku, što ŭ takt chady boŭtaŭsia na chudym azadku. Zzadu cicha išoŭ chłapiec-partyzan. Nu vo i ŭsio, dumała jana z zastarełaj balučaj žurboju. Usio namahałasia štości ŭspomnić, štoś sfarmulavać dla siabie — važnaje pierad kancom, i nie mahła złavić patrebnuju dumku. Vo i ŭsio, vo i ŭsio,— uzrušana hučała ŭvuššu, i navat nie źjaviłasia naturalnaje ŭ jaje stanoviščy pytańnie — zavošta? Mabyć, pytacca było nadta pozna, i jana nie pytałasia. Viedała, adkazu nia budzie.

U pryciemkach rańniaha adviačorku jany natrapili na ledźvie prykmietnuju ŭ travianym dole ściažynu, što viała dalej, u zabałočanyja alešnikavyja nietry. Pieciukievič na momant spyniŭsia, prapuściŭ jaje paŭź siabie. Jana moŭčki prajšła napierad, usio čakajučy strełu ci, moža, čarhi z aŭtamatu. Ale pakul što ŭ jaje nie stralali. I raptam jana padumała: a moža jaje tolki pałochajuć? Apošniaja nadzieja ŭzharełasia ŭ joj tak mocna, z takoj apantanaj siłaj, što jana až zadryžeła ad radaści... Jana ŭžo hatovaja było azirnucca i zaśmiajacca ad svajho adkryćcia, i mienavita tady joj u patylicu hrymnuła. Śviet uvačču adrazu zaćmiŭsia, kustoŭje chisnułasia ŭhary, jana ŭpała.

Ale pamierła jana nie adrazu — reštkaj śviadomaści jašče ŭčuła niedzie pablizu znajomy mužčynski hołas:

— Adciahnieš kudy sa ściežki… Dalej, u bałota…

Śniežań 2000 h.


Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0