Zachodzim. Raptam adna z pasažyrak padskokvaje i vybiahaje ŭ dźviery, što ŭžo začyniajucca. Tralejbus kratajecca. A pobač z tym miescam, dzie siadzieła žančynka, kala akienca zastałasia… jaje małaja — na vyhlad, hodziki try joj. Załapatała «mama», zakruciła hałoŭkaj… Viadoma, usie stali kryčać kiroŭcu, kab ekstrana spyniŭsia.
A matuli choć by što. Nazdahnali. Ni pra jakija tałony i prajaznyja ŭ kantraloraŭ movy, zrazumieła, užo nie było… Psichołahi śćviardžajuć, što maciarynski instynkt — adzin z samych mocnych. Tolki, vidać, jość vyniatki. Umoŭny refleks uciokaŭ ad kantraloraŭ, vypracavany hadami, akazaŭsia ŭ maładoj žančyny bolš vyjaŭleny. Rana ci pozna jana b apamiatałasia, raźviarnułasia i sama rynułasia b za tralejbusam. Ale čaho varta była hetaja zdrada svajoj dačce!
Nie ad dabra, musić, tak dziejničała mama. Musić, kožnaja kapiejka ŭ jaje na ŭliku, raz aščadžaje navat na tałončykach.